Śmierć Agnieszki Kotulanki wyjątkowo poruszyła opinię publiczną. 61-letnia aktorka przez wiele lat zmagała się z alkoholizmem i niestety wiele osób podejrzewało, że to właśnie alkohol ją zabił. Mówił o tym wprost nawet serialowy partner Kotulanki z „Klanu”. „Tylko przypuszczam, że doszło do wycieńczenia organizmu w skutek wyniszczającej choroby, jaką jest alkoholizm” – mówił Tomasz Stockinger.
Spekulacje na temat przyczyny śmierci Agnieszki Kotulanki nie potwierdziły się. „Marskość wątroby, którą sugerowali niektórzy, to bzdura. Śmierć sobie zadrwiła z Agnieszki i zabrała ją w momencie, gdy wracała do formy i wierzyła, że będzie dobrze” – mówi „Faktowi” bliska aktorce osoba. Dziennik dotarł do nieoficjalnych informacji o prawdziwych przyczynach jej śmierci.
Dowiedzieliśmy się, że 61-letnia aktorka zlekceważyła bardzo poważne objawy, myląc je z migreną. „Mówiła, że pewnie czuje się źle przez ciśnienie i pogodę. Zbagatelizowała ból głowy, bo myślała, że jej szybko przejdzie. W przeszłości miała już takie sytuacje, bo była meteopatką” – tłumaczy źródło. Okazało się jednak, że był to wylew krwi do mózgu. Tuż przed śmiercią aktorki do jej domu na Ursynowie przyjechała karetka, jednak Kotulanki nie udało się już uratować.
„Twoja śmierć zaskoczyła nas jak złodziej w nocy” – mówił ksiądz podczas uroczystości pogrzebowej, która odbyła się w miniony wtorek.
Autor: Maria Staroń