Do Vanessy Aleksander wezwano karetkę
Vanessa Aleksander tuż po finale „Tańca z gwiazdami” potrzebowała pomocy medycznej. Wezwano do niej karetkę. Jej fani zastanawiali się, co dokładnie się stało i jaka była przyczyna jej złego samopoczucia. Aktorka została o to zapytana w rozmowie z Pomponikiem. Zdradziła, że dokuczał jej ból stopy, a dodatkowo mocno bolał ją brzuch.
Byłam na bardzo silnych przeciwbólowych lekach. Kontuzja mnie bolała, tylko adrenalina była tak ogromna, że nie czułam tego na bieżąco. Jeszcze tego dnia dostałam miesiączkę. Nie mogłam wziąć leków przeciwbólowych, bo musiałam zdecydować, czy biorę przeciwbólowe na nogę, czy na miesiączkę. Strasznie bolał mnie brzuch i lędźwia, dodatkowo poza stopą byłam bardzo słaba.
Aktorka podkreśliła, że od bardzo długiego czasu codziennie ciężko trenowała. Musiała to też pogodzić z nauką scenariusza i grą na planie. Na dodatek natłok obowiązków kumulował się tuż przed finałem. - Jesteśmy 100 dni w treningu, bez przerwy. W tygodniu, w którym był finał, miałam zdjęcia do filmu, więc moje dni wyglądały tak, że od godz. 5 rano do godz. 18 byłam na planie, potem jechałam na trening, który trwał do godz. 23. Na połowie treningów kulałam, zamiast tańczyć. I dopiero wracałam do domu, żeby się uczyć tekstu i następnego dnia rano znowu pobudka o godz. 4, żeby o godz. 5 być na planie – tłumaczyła.
Dlaczego do Vanessy Aleksander wezwano karetkę?
Vanessa wyjaśniła, że źle się poczuła, bo jej organizm był wykończony, a kontuzja i związany z nią ból tylko pogorszyły sytuację. - Organizm był przeciążony. (…) Tutaj też ta kontuzja się dołożyła. (…) Byłam na silnych sterydach, na zastrzykach, one zaczęły schodzić. To wszystko się skumulowało – mówiła. Niektóre portale podawały, że Aleksander została zabrana do szpitala. Ta jednak zdementowała te informacje:
Nie pojechałam na SOR, to był fake news. Pojechałam do domu.
Aktorka wyjaśniła, że pomocy udzielono jej na miejscu do około godz. 2 w nocy. Nie mogła pojechać do szpitala ze względu na to, że kolejnego dnia bardzo wcześnie rano miała pojawić się już na planie.
To trwało chyba do 2 w nocy. (…) Najpierw był pan strażak, potem zastąpili go panowie z karetki. Dali mi wybór: albo jedziemy do szpitala, ale ja miałam mieć zdjęcia od 6 rano następnego dnia, więc to w ogóle nie wchodziło [w grę – przyp. red.] – powiedziała.
Autor: Anna Helit