W piątek restauracja Magdy Gessler w Bukowinie Tatrzańskiej padła łupem złodzieja, a w sobotę wieczorem Anna Mucha doświadczyła na własnej skórze agresji. Aktorka swój wolny czas spędzała na spotkaniu z kolegami i koleżankami podczas absolwentów liceum, do którego uczęszczała. Wydawało się więc, że będzie to bardzo przyjemny dzień. Niestety to, co się wydarzyło w trakcie powrotu, zmrozi krew w żyłach niejednej osoby. Gwiazda "M jak miłość" została zaatakowana podczas udzielania pierwszej pomocy. Na tym nie koniec dramatu, bowiem napastnik ujawnił się i chce dochodzić sprawiedliwości, oskarżając aktorkę między innymi o napaść i zniszczenie jego samochodu.
Ofiara pomocy
Sobotni wieczór z pewnością nie należał do najprzyjemniejszych. Anna Mucha i jej partner, Marcel Sora, byli świadkami wypadku drogowego. Doszło bowiem do potrącenia pieszego przez samochód na ulicy Jana Pawła II w Warszawie. Aktorka wykazała się obywatelską postawą i postanowiła udzielić pierwszej pomocy poszkodowanemu. Na ulicy zrobił się spory korek, w którym nie wszyscy mieli zamiar cierpliwie czekać.
Jeden z kierowców postanowił wyjść poza szereg i ruszył w stronę pasów, gdzie doszło do wypadku. Przed wjazdem na zebrę powstrzymała go Anna Mucha i jej partner. To wywołało gniew kierowcy, który bez zahamowania wysiadł z samochodu. Mężczyzna zachowywał się agresywnie wobec aktorki, której groził, a nawet ją uderzył. Jej partnera potraktował natomiast gazem pieprzowym. Po całym zdarzeniu kierowca wsiadł do pojazdu i zbiegł z miejsca zdarzenia.
Relacja na Instagramie
Mucha nie mogła pozwolić by akt przemocy uszedł agresorowi na sucho. Aktorka postanowiła nagrać wszystko i umieścić relację na InstaStories z prośbą o pomoc w zidentyfikowaniu mężczyzny. Fani w ten sposób dowiedzieli się, że agresywnym kierowcą był mężczyzna poruszający się srebrnym BMW na brytyjskich blachach. Ania bowiem nie ukrywała ani numeru rejestracyjnego ani wizerunku mężczyzny.
"Pilnie poszukuję człowieka, którego zaraz zgłoszę na policję. To człowiek, który uciekł z miejsca wypadku i nie tylko nie udzielił pomocy, ale także spsikał mnie i mojego partnera gazem. Facet uderzył mnie i Marcela. Mam świadków. Sprawa jest poważna" – alarmowała Anna Mucha na instagramowym nagraniu, zaraz dzieląc się kolejnymi InstaStories.
"To jeszcze na spokojnie. W trakcie udzielania pierwszej pomocy ten człowiek groził mi, uderzył mnie i zaatakował nas gazem łzawiącym. Po czym uciekł z miejsca zdarzenia. Proszę o pomoc w znalezieniu go" – napisała po chwili roztrzęsiona aktorka, która miała nadzieję, że jej fani pomogą jej w odnalezieniu agresora. Tak też się stało. Kilka godzin później mężczyzna został zatrzymany przez policję, o czym Mucha również powiadomiła, jednocześnie dziękując za zaangażowanie.
Sprawiedliwość
Szybka reakcja internatów sprawiła, że napastnik prędko został zatrzymany. Choć policja przesłuchała mężczyznę, a cała sytuacja miała wielu świadków, to sama Anna Mucha będzie musiała dochodzić sprawiedliwości i zadośćuczynienia z powództwa cywilnego. Według polskiego prawa tego typu działania są jedynie wykroczeniem. Z pewnością aktorka może mówić o szczęściu. Mimo że padła ofiarą bezpodstawnego ataku, to nie odniosła poważnych obrażeń.
Początek batalii
Wydawało się, że zdarzenie to doczekało się swojego szczęśliwego finału. Napastnik został odnaleziony, a Anna Mucha i Marcel Sora mogli odetchnąć z ulgą. Tak jednak nie będzie, bowiem mężczyzna z nagrań postanowił zrobić odwet na Musze. Mariusz Keller, bo tak nazywa się kierowca, który miał wykazać się agresją wobec Ani, twierdzi, że tak naprawdę to on jest poszkodowany. Według niego gwiazda "M jak miłość" dopuściła się złamania kilku paragrafów, wśród których mają być: zniszczenie cudzej rzeczy, naruszenie nietykalności cielesnej i fałszywe oskarżenie. Mężczyzna, jak relacjonuje na Facebooku, zgłosił sprawę na policję.
"Pani Anno – oświadczam, że Ja, Mariusz Keller, jestem kierowcą tego BMW, którego klakson wprawił Panią w szaleńczą furię na środku al. Jana Pawła II w Warszawie, iż postanowiła Pani rozwalić mi samochód. Widocznie Pani ego nie pozwala Pani na racjonalne myślenie w sytuacji, kiedy udziela Pani pierwszej pomocy ofiarom wypadku (za co gorąco szanuję i zachęcam wszystkich do czerpania wzoru z tego elementu tej historii), ale jeśli nie panuje Pani nad sobą, to może czas zastanowić się nad psychiatrą? Manipulowanie historią i robienie z tego takiej szopki medialnej, jaką Pani odstawiła z moim udziałem to naruszenie wielu paragrafów" – napisał w pierwszym poście poruszającym kwestię wydarzenia, do którego doszło w centrum Warszawy, na koniec dodając, że relacja aktorki to nie tylko brednie, ale także… "nabijanie sobie lajków".
W następnych postach, który pojawił się na profilu Mariusza Kellera, możemy się dowiedzieć, że mężczyzna złożył zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez Annę Muchę i Marcela Sorę. Jednocześnie odgraża się, by aktorka szykowała się "kosztowny proces", ponieważ trafiła na "nieodpowiedniego człowieka". Mężczyzna poinformował też o tym, że policja zabezpieczyła monitoring, który zarejestrował całe zdarzenie. W związku z tym postanowił przedstawić zarzuty, jakie wystosował względem Muchy i Sory. "Czas zabrać się za tych celebrytów-cwaniaczków" – można przeczytać.
Apel Muchy
Anna Mucha po raz kolejny postanowiła zareagować w sprawie wydarzenia, do którego doszło w sobotni wieczór, a także działania, jakich podjął się Mariusz Keller. Aktorka poprzez InstaStory apeluje do świadków wydarzenia, by zgłaszali się na Policję lub kontaktowali się z nią poprzez podanego w nagraniu maila. "Sprawa jest przykra i nieprzyjemna, a ja nie czuję się bezpiecznie w tej sytuacji, zwłaszcza że moja rozpoznawalność w tej sytuacji nie pomaga" – wyznała w jednym z filmików.
Autor: Natalia Piotrowska