O problemach Demi Lovato wiedzieli wszyscy. Artystka będąc jeszcze nastolatką uzależniła się od narkotyków, niszcząc swój wizerunek grzecznej gwiazdki Disneya. Oprócz tego 25-latka zmagała się z depresją, zaburzeniami odżywiania, a także chorobą afektywną dwubiegunową. Mimo że Demi swego czasu trafiła na odwyk i wygrała z nałogiem, utrzymując trzeźwość przez sześć lat, to ostatnio amerykańskie media zwróciły uwagę na to, że wokalistka powróciła do imprezowania. Sama Lovato w jednej ze swoich ostatnich piosenek przyznała się, że znów nie jest trzeźwa. Stosowanie używek mogło się dla niej skończyć śmiercią, bowiem pod koniec lipca artystka przedawkowała ich ilość.
Demi Lovato w szpitalu
Jak poinformował TMZ, 24 lipca około południa lokalnego czasu nieprzytomna wokalistka została prędko przewieziona ze swojego domu w Hollywood Hills do szpitala Cedars-Sinai Medical Center w Los Angeles. Demi trafiła do placówki z objawami przedawkowania narkotyków. TMZ powołując się na swoich informatorów w policji zdradził, że chodzi o heroinę. Inne media twierdzą, że wokalistka zażyła sporą dawkę silnych leków przeciwbólowych. Jak dowiedziała się telewizja NBC, ratownicy podali pacjentce lek o nazwie Narcan, który używany jest do leczenia ostrych zatruć narkotykami i narkotycznymi lekami przeciwbólowymi. Według portalu "The Blast", który miał dotrzeć do wypowiedzi pielęgniarki ze szpitala, piosenkarka mogła zażyć metamfetaminę. Informacja ta wydaje się jednak nie mieć sensu, bowiem podany lek nie działa w przypadku tego narkotyku. Artystka po zakończeniu hospitalizacji znów trafiła na odwyk.
Długa hospitalizacja
Demi Lovato przed ponad tydzień przebywała w szpitalu Cedars-Sinai Medical Center in Los Angeles, do którego trafiła w wyniku prawdopodobnego przedawkowania narkotyków. Do mediów wciąż nie trafiła oficjalna przyczyna hospitalizacji piosenkarki, jednak nieoficjalnie mówi się o przedawkowaniu narkotyków, a dokładnie heroiny. CNN informował, że przedłużony pobyt w szpitalu wynikał z komplikacji, do jakich doszło podczas leczenia Lovato. 26-latka miała bowiem cierpieć na nudności oraz mieć wysoką gorączkę. Artystka opuściła już szpital i trafiła pod opiekę specjalisty.
W poszukiwaniu dowodów
Niepokojące objawy, z jakimi Demi Lovato trafiła do szpitala, sprawiły, że do akcji wkroczyła policja. Gdy wokalistka była hospitalizowana, przez jej dom Hollywood Hills przeszedł tabun funkcjonariuszy. Poszukiwali oni narkotyków, którymi mogła się odurzyć artystka. Niczego nie znaleźli. Co może być niepokojące, to fakt, że sama zainteresowana nie tylko nie udzieliła pracownikom szpitala, co zażyła, ale również odmówiła wykonania testów na obecność używek we krwi.
Oświadczenia rodziny i Demi
Rodzina i przedstawiciele Demi Lovato jako pierwsi wydali oświadczenie w sprawie stanu jej zdrowia. Z informacji wynikało bowiem, że wokalistka była już przytomna. Management podkreślił też, że część informacji, która krąży obecnie w mediach, jest nieprawdziwa. Nie wiadomo jednak, o które doniesienia dokładnie chodzi, a także jaki był prawdziwy powód interwencji ratowników medycznych.
"Demi przebudziła się i otoczeniu rodziny, która chce wyrazić wdzięczność za miłość, modlitwy i wsparcie. Część podanych przez media informacji jest niepoprawna, a sami bliscy proszą o uszanowanie prywatności i brak kolejnych spekulacji, jako że jej [Demi – przyp. red] zdrowie i rekonwalescencja są w tej chwili najważniejsze" – można przeczytać w oświadczeniu.
W dwa tygodnie później również Demi Lovato po raz pierwszy zabrała głos w sprawie swojego uzależnienia. Za pośrednictwem mediów społecznościowych opublikowała wpis, w którym odniosła się do ostatnich wydarzeń z jej życia.
"Zawsze byłam szczera w kwestii mojego uzależnienia. Dowiedziałam się, że choroba to nie coś co znika lub zanika z czasem. To rzecz, z którą wciąż muszę walczyć, bo jeszcze tego nie zrobiłam" – napisała Lovato w oświadczeniu.
Piosenkarka pisała wprost, że jest wdzięczna Bogu, że przeżyła. Lovato podziękowała też wszystkim osobom, które wspierały ją w ostatnim czasie. "Zawsze będę wdzięczna moim fanom za miłość oraz wsparcie, jakie otrzymałam przez ostatni tydzień i wcześniej. Wasze pozytywne myśli i modlitwa pomogły mi przejść przez ten trudny czas. Chcę podziękować mojej rodzinie, współpracownikom oraz pracownikom Cedars-Sinai, którzy byli przy mnie przez cały ten czas. Bez nich nie pisałabym teraz tego listu" – podkreśliła wokalistka
"Teraz potrzebuję czasu, by wyzdrowieć i skupić się na trzeźwości i zdrowiu. Nie zapomnę o miłości, jaką mi okazaliście i nie mogę doczekać się dnia, w którym będę mogła powiedzieć, że jestem już po drugiej stronie. Nie przestanę walczyć" – zapewniła swoich fanów, która obecnie jest pod opieką specjalisty w Chicago.
Na chwilę przed tragedią
Amerykańskie media cały czas węszą wokół całego zajścia, w centrum którego znajduje się Lovato. Jak donosi portal TMZ, artystka miała we wtorkową noc świętować urodziny jednej ze swoich tancerek. Widziano ją w jednej z restauracji w Los Angeles. Na tym jednak nie miało skończyć się imprezowanie artystki. Demi podobno zaprosiła część znajomych do domu, by tam kontynuować zabawę. Według "E! News" posiadłość 25-latki już od pewnego czasu była miejscem imprezowych schadzek. Nie wiadomo, jak długo trwała tym domówka, jednak gdy o godzinie 11:00 lokalnego czasu zaniepokojona asystentka poszła sprawdzić, dlaczego Lovato jeszcze nie wyszła z sypialni, zastała ją nieprzytomną. Wówczas bez zawahania wykonała telefon do służb medycznych. Z nagrania rozmowy, które wyciekło do mediów, wynika, że asystentka nie chciała, by wysłana karetka przyjechała na sygnale. Dyspozytor poinformował ją, że nie ma takiej możliwości i syreny muszą być włączone. Najprawdopodobniej już wtedy próbowano zapobiec rozgłosowi sprawy.
Niedźwiedzia przysługa
O problemach Demi Lovato wiedzieli jej znajomi. W tym Iggy Azalea, z którą w ostatnim czasie koncertowała. Jednak koleżanka ze sceny ograniczyła swoją pomoc do oczekiwania, aż 25-latka sama się przyzna do powracających problemów. O świadomości tego, że Lovato z powrotem ciągnie do narkotyków, powiedziała ET.
"Jako jej bliska przyjaciółka wiedziałam o tym. Tak naprawdę chciałam, żeby to ona była tą, która powie fanom. Bardzo się martwiłam, że coś może wyciec albo że ktoś wykorzysta to przeciw niej (…). To nie moja sprawa, by mówić przyjaciółce ‘Musisz się przyznać’" – stwierdziła Azalea.
Nie tylko ona uznała zaniechanie pomocy za lepsze rozwiązanie. Jak podaje TMZ, goście, którzy bawili się w domu Lovato, również spodziewali się, że wokalistka może przesadzić z zażywanymi narkotykami. Na wszelki wypadek przynieśli oni Narcan. Jednak żadne z nich nie było w momencie, gdy Demi rzeczywiście potrzebowała pomocy. Podobno w chwili przyjazdu karetki i policji na terenie posiadłości nie było nikogo z imprezowiczów.
Znaleziony diler
Podczas gdy znajomi Demi Lovato mieli patrzeć, jak zażywa narkotyki, gwiazda najpierw musiała je skądś dostać. Jak donosi TMZ, piosenkarka miała zaopatrywać się u niejakiego Brandona Johnsona. Mężczyzna miał sprzedawać jej używki przynajmniej od kwietnia. To właśnie on na prośbę artystki miał 24 lipca dostarczyć jej porcję narkotyków. Johnson ponoć jeszcze nad ranem przywiózł jej mieszkankę oksykodonu z fentanylem. Obie substancje są lekami przeciwbólowymi, z czego ta pierwsza zalicza się do opioidów. Są silnie uzależniające. To właśnie te środki narkotyczne przedawkowała Demi Lovato.
Według portalu, Lovato i dilera miało łączyć znacznie więcej niż tylko czysto handlowe relacje. Ponoć Demi romansowała z mężczyzną, który miał opowiadać znajomym, że jego i wokalistkę łączy "romantyczny związek". Informacje te zostały jednak zdementowane przez rzeczników artystki. Natomiast wiele znajomych wokalistki powiedziało TMZ, że Lovato spędzała sporo czasu z Johnsonem. Wygląda więc na to, że ta dwójka miała zażyłe stosunki, choć niekonieczne natury romantycznej.
Sam Brandon Johnson jest bardzo dobrze znany policji. W marcu tego roku został aresztowany w momencie, gdy miał przy sobie broń, narkotyki oraz 10 tysięcy gotówki. Według doniesień TMZ, po przeszukaniu jego domu, znaleziono jeszcze więcej broni, używek i amunicji. Kolejne aresztowanie mężczyzny miało miejsce w czerwcu. Tym razem za posiadanie kokainy. Teraz podejrzany mężczyzna nie przyznaje się do winy, zaprzeczając, jakoby handlował narkotykami.
"Wiedziała, co robi"
Po tym, jak TMZ udało się znaleźć dilera, z którego "usług" korzystała Demi Lovato, postanowił dotrzeć do mężczyzny. Brandon Johnson przyznał w rozmowie z portalem, że rzeczywiście otrzymał o godzinie 4:00 nad ranem wiadomość od piosenkarki, w której prosiła go o przyjście do jej domu. On wówczas czytając między wierszami zrozumiał, że chodzi o dostarczenie porcji narkotyków. Na jej prośbę przybył i razem oddali się ich zażywaniu. "Wiedziała, że nie są farmaceutykami, tylko znacznie silniejsze" – powiedział TMZ Johnson. Jednocześnie zaprzeczył temu, jakoby doszło do ich zmieszania. Mężczyzna bowiem dostarczał jej "tabletki z Meksyku", z których wiele było mieszanych z fentanylem. "Wiedziała dokładnie jakie ryzyko może ponieść biorąc tabletki z rynku wtórnego, które mogą być niebezpieczne" – wyjawił diler.
Jak wyjaśnił serwisowi Yahoo Jamie Alan, specjalista od farmakologii i toksykologii z Uniwersytetu Michigan, tabletki z rynku wtórnego mogą oznaczać dwie rzeczy. Pierwszą i najbardziej prawdopodobną jest to, że są one zamiennikami innych leków bądź są to leki, które zostały zmieszane, na przykład z fentanylem. Natomiast druga opcja to taka, że leki te są one całkowicie poza rynkiem farmaceutycznym i nie są jakkolwiek związane z dostępnymi w aptekach produktami, a także nie są objęte regulacjami amerykańskiej Agencji Żywności i Leków.
Demony przeszłości
Problemy byłej gwiazdki Disneya rozpoczęły się jeszcze w okresie nastoletnim. Po zakończeniu kariery w Disney Channel Demi rozpoczęła dekonstrukcję swojego ugrzecznionego wizerunku. Prawdopodobnie wówczas pojawiły się pierwsze problemy – zaburzenia odżywiania, depresja, samookaleczanie. Jako 17-latka była też uzależniona od alkoholu i narkotyków. W 2010 roku do mediów trafiały niepokojące informacje o jej problemach fizycznych i psychicznym. Jeszcze w tym samym roku zrezygnowała z udziału w trasie koncertowej Jonas Brothers Live in Concert i rozpoczęła walkę z problemami psychicznymi. Rok później w jednym z wywiadów Lovato wyjawiła, że leczenie było wynikiem bulimii, na którą cierpiała, oraz samookaleczenia. Wówczas lekarze orzekli, że wokalistka cierpi na chorobę afektywną dwubiegunową, która charakteryzuje się naprzemiennymi stanami depresyjnymi i maniakalnymi.
Prawdziwy przełom nastąpił w 2013 roku. Demi Lovato w jednym z wywiadów przyznała się do uzależnienia od narkotyków. Wyjawiła wówczas, że nie mogła wytrzymać dłużej niż maksymalnie godzinę bez kokainy. Nałóg był tak silny, że artystka używki przemycała ze sobą nawet w samolocie. Na szczęście wokalistka pokonała kryzys i przez sześć lat żyła w trzeźwości. Szóstą rocznicę życia bez używek świętowała w marcu tego roku. Niestety, nałóg wziął nad Lovato górę i 25-latka powróciła do zażywania środków odurzających, o czym śpiewa w piosence "Sober"
"Sober"
Demi Lovato udało się przeżyć sześć lat w trzeźwości, unikając nie tylko narkotyków, ale również alkoholu, od którego była uzależniona. Najwyraźniej od marca, gdy świętowała kolejną rocznicę uwolnienia się od nałogu, wiele się zmieniło. Świadczyć o tym może tekst utworu "Sober". W singlu, który ukazał się w zeszłym miesiącu, Demi przeprasza, że nie jest już trzeźwa i obiecuje, że poszuka pomocy.
"Mamo, tak mi przykro, że nie jestem trzeźwa, i tato, proszę wybacz te drinki rozlane na podłodze. Do tych, którzy nigdy mnie nie opuścili, byliśmy już wcześniej na tej drodze. Tak mi przykro, że nie jestem trzeźwa" – można usłyszeć w "Sober". – "Jest mi przykro z powodu fanów, których straciłam, którzy patrzyli, jak znów upadam. Chciałam być wzorem do naśladowania, ale jestem tylko człowiekiem" – zwraca się do fanów.
Autor: Natalia Piotrowska