Kot ukrywał się w pieczarze
Informacje o kocim lokatorze pojawiały się już od kilku dni. Jednak za każdym razem, kiedy któryś z pracowników Zamku Królewskiego na Wawelu schodził do jamy po intruza, czworonóg przepadał. Wszyscy mieli nadzieję, że może futrzak sam zdecyduje się na opuszczenie nieswojego lokum. Kocur był jednak uparty. W końcu na pomoc wezwano Krakowskie Towarzystwo Opieki Nad Zwierzętami.
Kota wygnano sposobem "na Skubę"
Interwencję pod siedzibą królów w zabawny sposób opisali pracownicy KTOZ-u na swoim facebookowym profilu. Przyrównali niedawną interwencję do zmagań rycerzy wysłanych przez króla do walki ze smokiem.
Jeden z rycerzy, białym koniem, popędził czym prędzej do zamku, pod jamę Smoka Wawelskiego. Kociak uciekł niestety - jama tak mu się spodobała, za schronienie mu służyła, że nijak opuścić jej nie chciał. Przez dwa dni kolejne, dzielna straż Wawelu, wrota otworem trzymała, cierpliwie czekawszy, aż mały nicpoń podziemia sam opuści. Niestety na darmo, w planach tego nie miał
- relacjonuje w mediach społecznościowych inspektor Filip.
Pracownicy KTOZ-u sięgnęli po fortel autorstwa szewczyka Skuby. Do wywabienia kota użyli jedzenia. Na szczęście było odpowiedniej jakości i nie zawierało siarkowych dodatków. Wygłodniały po kilku dniach ukrywania się kot, skusił się na przysmaki. Kiedy zbliżył się do pokarmu, wpadł w sidła inspektorów. Złapany w specjalną klatkę kot został wyniesiony z Jamy Smoka. Ze względu na okoliczności, w jakich został znaleziony, otrzymał imiona Wawel Smoczek.
Autor: Katarzyna Krzyżak-Litwińska