Sandra Milwiw-Baron o trudach macierzyństwa mówi wprost
Życie Sandry Milwiw-Baron zmieniło się 16 maja, kiedy na świat przyszedł jej syn, Leonard. Radość z macierzyństwa jest równie wielka, co wyzwania, z którymi się mierzy. Modelka w mediach społecznościowych szczerze opowiada o codzienności z małym dzieckiem, nie pomijając trudniejszych momentów, które są jej udziałem. 29-latka podkreśla, że zmęczenie i wyczerpanie stały się częścią jej nowej rzeczywistości. Mimo to każdy dzień to dla niej nowe doświadczenie, a Leoś, choć jest wymagającym dzieckiem, jest też źródłem nieopisanej radości.
Szokujące wyznanie Sandry
Minionego wieczoru Sandra postanowiła na chwilę oderwać się od obowiązków matki i wybrać się na imprezę z przyjaciółmi. To wyjście miało być chwilą relaksu i odpoczynku, jednak rzeczywistość okazała się być zupełnie inna. „Umówiłam się dzisiaj na miasto ze znajomymi i ledwo żyję, będę miała powieki na zapałki. Niesamowite jak człowiek się zmienia, cztery lata temu byłabym już na moim drugim drineczku” - opowiadała po wyjściu. Niestety, impreza okazała się niewypałem. Modelka szybko przypomniała sobie, dlaczego ceni domowe zacisze.
Podsumowanie wczorajszego wieczoru to „trochę słońca” od chłopaków i ja uciekająca cały koncert po clubie przed osobą, której nie przeszkadzało, gdy powiedziałam, żeby dał sobie spokój, bo jestem mężatką i mam małe dziecko w domu. Oraz pijane kobiety rzucające się mi na szyję i drące w ucho - relacjonuje z wyraźnym rozczarowaniem.
To doświadczenie stało się dla niej nauczką: „To moje pierwsze i ostatnie tak późne wyjście, gdy Leoś jest taki mały” - stwierdza, dodając, że była zmęczona i przytłoczona całą sytuacją. Ludzie nagrywający ją w klubie sprawili, że poczuła się jak „miś na Krupówkach”. Żona Barona podkreśla, że najbardziej ceni sobie chwile spędzone w domowym zaciszu, gdzie może być sobą, bez ciągłej oceny ze strony innych.