Kampania „L.A Dream” z udziałem artystki z Los Angeles. Q&A z Chase Cohl

Chase Cohl to wokalistka i autorka piosenek z Los Angeles. W kwietniu premierę będzie miał jej nowy singiel. Koniecznie śledźcie Chase Cohl na Instagramie oraz posłuchajcie jej albumu „Far Away and Gone” w Spotify.

fot. Chase Cohl, &Other Stories campaign

W jaki sposób miejsce, w którym mieszkasz – dzielnica Laurel Canyon na obrzeżach Los Angeles – wpływa na twoją kreatywność?

Laurel Canyon ma naprawdę szaloną muzyczną historię. Jest w tym miejscu coś bajkowego. Jest trochę odizolowane, trochę nawiedzone, bardzo zielone i wietrzne. Magiczne. To idealna przestrzeń dla twórczości. Dlatego tak mi tu dobrze.

Czy mieszkanie w Laurel Canyon ukształtowało twój styl

Wszystko co noszę, ma w sobie coś z lat 70. To typowy styl mieszkańców Laurel Canyon, jednak nie chcę wyglądać jak w historycznym przebraniu. Na ważne okazje zakładam sukienki, ale na co dzień jestem dziewczyną w garniturze. Znajomi żartują, że ubieram się jak George Harrison – zawsze w garniturze i tenisówkach. Dlatego tak spodobał mi się biały kostium, który miałam na sesji dla & Other Stories. Od tamtej pory nie rozstaję się też z dobraną do niego torebką z koralikami. Jest wyjątkowa, ale w bardzo praktycznym wydaniu.

Dorastałaś wśród wielkich muzyków. Jak odnalazłaś swój własny głos?

Muzykę od zawsze mam we krwi. Wychowałam się w muzycznym cyrku, ale potrzebowałam czasu, aby znaleźć w tym świecie swoje miejsce. Myślałam, że będę pisać piosenki i sprzedawać je innym wokalistom. Gdy w końcu spróbowałam śpiewać je sama, szybko zaczęłam też koncertować. Cały proces tworzenia „Far Away and Gone” wymagał jednak wiele czasu i odwagi. Śpiewam swoje własne teksty; wypuszczam w świat moje najskrytsze myśli i uczucia. Jakaś siła wspiera mnie w tym, staram się ją pielęgnować. Na ścieżce kariery muzycznej tak często można się poczuć odrzuconym, że łatwo jest się poddać. Ale koniec końców: to co robię jest miłością mojego życia.

fot. Chase Cohl, &Other Stories campaign

Jak wygląda twój proces twórczy?

Pisanie od zawsze było dla mnie czymś w rodzaju schronienia. „Strumieniem świadomości” piszę listy do ważnych dla mnie osób, uczuć, miejsc, do siebie samej. Pozwalam słowom wypłynąć, aby nie blokowały przestrzeni wewnątrz mnie. Gdy zaczęłam tworzyć piosenki, po prostu wyjmowałam te listy i wybierałam fragmenty, kawałki zdań, i wykorzystywałam je w tekstach. Pomogło mi to tworzyć muzykę naprawdę szczerze.

Piszesz codziennie?

Staram się, chociaż przez chwilę. To moja forma medytacji, refleksji i wędrówki myśli. Wena przy pisaniu jest jak mięsień – jeśli o nią dbasz i regularnie trenujesz, będzie w dobrej formie.

Czy jest jakaś książka, do której ciągle sięgasz po inspirację?

Jest ich kilka. Na przykład tomik tradycyjnej indiańskiej poezji pt. „Shaking the Pumpkin” z lat 70. Mam go w nieskończonej liczbie egzemplarzy! Uwielbiam też wiersze Jacques’a Prevert’a i erotyki Pabla Nerudy. 

W marce & Other Stories dbamy o to, aby za każdą rzeczą, którą robimy, kryła się wyjątkowa historia. Co opowiadają twoje piosenki?

Opowieść jest najbardziej potężnym narzędziem, które łączy ludzi. Całymi dniami opowiadamy historie o swoim życiu: naszym partnerom i przyjaciołom, na randkach i rozmowach o pracę. Nieustannie dzielimy się własnymi historiami. Opowiadanie ich tworzy tkankę ludzkiego istnienia – po prostu przekładam to na muzykę.

fot. Chase Cohl, &Other Stories campaign

Co możesz opowiedzieć o współpracy z legendarnym autorem piosenek Barrym Goldbergiem?

Pomysł, żeby stworzyć coś razem, padł jakiś czas temu w supermarkecie. Barry jest prawdziwą legendą, ale też świetnym kumplem. Połączyła nas miłość do The Ronettes, The Crystals i The Supremes – kobiecych zespołów z lat 60. i 70. Na początku chcieliśmy po swojemu złożyć im hołd, ale wyszło trochę inaczej. Nasz pierwszy utwór będzie miał premierę już kwietniu. Nie mogę się doczekać, aż wydamy go na świat.

My nie możemy się doczekać, aż go posłuchamy! Na koniec: czy możesz nam opowiedzieć o ukrytych sekretach Lauren Canyon? Gdzie szukać pozostałości jego zaczarowanej przeszłości?

Tubylcy są raczej odizolowani, cenią sobie prywatność. Ale warto wybrać się na poranną kawę do Lily w delikatesach Canyon Country Store obok dawnego domu Jima Morrisona. Na włoską pastę lub kieliszek wina polecam restaurację Pace. Według legendy, pod ulicą Laurel Canyon Boulevard idzie tajemny tunel. Prowadzi od posesji Houdiniego do domu jego kochanki, w którym później mieszkał Frank Zappa. Nie mogę tego ani potwierdzić, ani zanegować, ale gdyby ktoś miał ochotę sprawdzić – dajcie mi znać!

fot. Chase Cohl, &Other Stories campaign

Autor: Adrianna Raszyk

Komentarze