fot. AKPA
Michał Witkowski miał okazję poznać Korę w 2005 roku, kiedy po wydaniu głośnej książki „Lubiewo” przeprowadził się do Warszawy. Wówczas artystka zaprosiła go do swojego domu na ulicy Płatniczej, co Witkowski zrelacjonował w mediach społecznościowych, zachwycając się przy tym stylem, manierami i oczytaniem gwiazdy.
Pierwsza rocznica śmierci Kory
Wkrótce od śmierci Olgi Sipowicz minie rok. Kora zmarła 28 lipca 2018 roku, przegrywając długą i niełatwą walkę z nowotworem. Witkowski, podobnie jak wielu fanów artystki, wciąż nie dowierza, że nie ma jej z nami. Na krótko przed pierwszą rocznicą śmierci wokalistki Maanamu opublikował na Facebooku wpis, w którym stwierdza: „Kora żyje, postanowiła sfingować własną śmierć i zacząć zupełnie nowe życie”.
Michał Witkowski: „Kora żyje”
„Kora żyje. Po roku wciąż jeszcze uważam, że Kora nie mogła tak ot, umrzeć. Przecież gdyby nie żyła, czy życie mogłoby się toczyć, ot, tak, najnormalniej w świecie dalej? Czy moglibyśmy się śmiać, żartować, zapominać na całe miesiące o niej? Po prostu zmęczona polską dzisiejszą, atmosferą panującą w kraju, postanowiła sfingować własną śmierć i zacząć zupełnie nowe życie jako Carmen Meduza di Maura, gdzieś w Tijuanie, gdzieś w Montevideo, w dalekiej Patagonii...” – pisze Witkowski.
„Śpiewa teraz w podłym barze przy autostradzie jak się jedzie na Santiago, śpiewa same znane covery, „Blue Velvet”, „Strangers In The Night”, same piosenki z filmów, a żyje z napiwków w różnych pesos… Wszyscy szaleją, grubi kierowcy tirów biją brawo spracowanymi dłońmi z odciskami od wielogodzinnego ściskania kierownicy, bo nie są przyzwyczajeni do tak wysokiego poziomu i takiej ekspresji w knajpie „Pueblo” Albo śpiewa swoje „Paroles paroles” w podłej spelunce dla prostytutek i ich klientów w najgorszej dzielnicy Bogoty Santa Fe” – opisuje dalej.
Witkowski wyobraża sobie, jak Kora mogłaby wyglądać w opisywanym przez niego świecie. Bywa przedwojenną niemiecką pieśniarką w czarnej sukni i bez biżuterii, gdy domalowuje sobie zrośnięte brwi i wkłada w warkocze kwiat – Friedą Kahlo, kiedy indziej „chudym punkiem obciętym na łyso”. Kiedy śpiewa, „nawet najtwardsi dealerzy heroiny po wielu, wielu zabójstwach i wyrokach, płaczą rzewnymi łzami i chcą ją całować gorąco”.
„Tam ona ma tysiące strojów i kapeluszy, przywiezionych z jakiegoś nieznanego kraju, ma książki. (…) Ona tymi książkami pewnie czary jakieś robi. Ma tam też mnóstwo różnych tabletek, kosmetyków, a czysto, że u dentysty u nas o wiele brudniej. Pod tą małą hacjendą wystają zawsze wielbiciele” – fantazjuje Witkowski – „Miejscowe biedne chłopaki na kradzionych motocyklach, kursujące całe życie przez granicę z heroiną w prezerwatywie połkniętą w celu wydalenia w innym, lepszym świecie, jeszcze nigdy nie widziały nikogo tak zadbanego, tak czystego, szczupłego, z taką klasą. Może w telewizji”.
Autor: Maria Staroń