Krzysztof Chwaliński rozmawiał z pisarzem o nowej powieści, o pracy nad książką w czasie pandemii i o kilku innych, ważnych sprawach.
Premiera książki "Chodź ze mną" odbyła się w Gdyni, bo w tym mieście ta historia się zaczyna. Łukaszu, jakie to uczucie oddać czytelnikom nową powieść? Czujesz coś w rodzaju spełnienia? Czy może raczej obawy, jak ludzie przyjmą to, co napisałeś? A może to jakieś zupełnie inne uczucie?
- Czuję ulgę. Ja się "bujałem" z tym tematem lekko licząc 2 lata. Były różne wersje tej książki, poprawki... teraz książeczka wyszła i teraz to inni będą się z nią "męczyć", jeśli oczywiście zechcą. Mam nadzieję, że efekt mojego trudu sprawi ludziom przyjemność.
O czym jest książka "Chodź ze mną"?
- Kiedy na długo przed premierą zadawano mi to pytanie, kiedy nie było wiadomo nic a nic, był tylko tytuł, ja odpowiadałem, że jest to romans szpiegowski o UFO. Osoba zadająca takie pytanie zastanawiała się wtedy czy żartuję. Nie do końca żartowałem, bo fabuła rzeczywiście nawiązuje do pewnej historii miłosnej, a także katastrofy pojazdu kosmicznego w Gdyni pod koniec lat 50. Legenda głosi, że jakiś tajemniczy obiekt spadł do basenu portowego nr 4. Ja dodałem do tego drugą opowieść o parze kochanków. To jest historia ludzi, którzy uciekli przed siebie, których prześladowała przeszłość. Próbowałem napisać o tym, jak kochamy i jakie pułapki czają się na nas w miłości.
Książka powstawała w czasie pandemii. Przedziwny to był czas. Doświadczaliśmy wszyscy jakiejś zbiorowej traumy. Kraków - w którym żyłeś i pisałeś - na długo opustoszał, jakby zamarł. Bardzo dziwny czas! Pandemia miała na Ciebie jakiś wpływ? Czy praca wyglądała jakoś inaczej niż nad innymi książkami? Jak to wszystko znosiłeś?
- Ja tak naprawdę nie mogę narzekać... mamy ludzi, którzy stracili swoich bliskich przez pandemię. W moim otoczeniu znajduje się wielu sportowców, trenerów, muzyków, którzy nagle stracili środki do życia... moje osobiste doświadczenie nie pozwala mi się skarżyć, po prostu siedziałem wściekły w domu, próbowałem coś ze sobą zrobić. Moje dzieci zostały boleśnie ugodzone przez edukację zdalną. Ja natomiast ten czas zniosłem naprawdę nieźle. Byłem w tej przykrej sytuacji, że mogłem obserwować dramaty innych, samemu ich nie doświadczając. Pandemia to był ciemny, smutny, mroczny czas naznaczony śmiercią. Pozostaje nadzieja, że to już dobiegło końca, że mamy to za sobą. Chociaż wiele wskazuje na to, że dużo większe kłopoty są dopiero przed nami.
Teraz pytanie, które lubię zadawać. Jak przebiegał proces powstawania "Chodź ze mną"? Podobnie jak np. w "Kulcie" to historia, która wydarzyła się naprawdę - przynajmniej w jakiejś części. Skąd pomysł na tę powieść?
- Proces powstawania był długi. Ja dużo pracuję w terenie, długo chodziłem po Gdyni. Moja pierwsza koncepcja tej książki upadła. Drugą natomiast napisałem bardzo szybko. Niewątpliwie dłużej przygotowywałem się do pisania niż samo pisanie trwało. A z czego ta książka wynika? Było kiedyś dwoje takich ludzi jak Ewa Góra i Nikołaj Artamonow. Ona – piękna studentka, on – kapitan sowieckiego krążownika. Oni się zakochali, uciekli z Polski, później mieli dosyć burzliwe i nieszczęśliwe życie. Ja na bazie tych figur stworzyłem własne postacie. Mamy też wątek magii – jakiegoś dziwnego obiektu, który spadł do basenu portowego nr 4 w Gdyni, pod koniec lat 50. Te dwa wątki: ucieczka i tajemnicza katastrofa łączą się w powieści.
Łukaszu, przed Tobą spotkania autorskie... w zasadzie taki prawdziwy press tour. Gdzie i kiedy będzie się można z Tobą spotkać?
- Tym razem trasa będzie bardzo długa: spotkamy się w całym Trójmieście, pojawię się na Warszawskich Targach Książki, w Radomiu, w Poznaniu, w Krakowie, w Nowym Sączu i pewnie jeszcze w innych miastach, ponieważ lubię odwiedzać miejsca pełne życzliwych ludzi, z którymi można porozmawiać.
Z Łukaszem Orbitowskim rozmawiał Krzysztof Chwaliński.
Autor: Hubert Drabik