Marina Łuczenko-Szczęsna o swojej twórczości
Marina Łuczenko-Szczęsna udzieliła wywiadu magazynowi „Viva”, w którym otworzyła się na temat swojej twórczości artystycznej. Wyznała, że jest perfekcjonistką i dba o to, aby jej utwory były dopracowane w każdym calu. Nie zależy jej na tym, aby wpasowały się w trendy i były hitami w stacjach radiowych. Najważniejsze jest dla niej samospełnienie i poczucie, że muzyka, którą tworzy jest taka, jakiej sama chciałaby słuchać. Dodała też, że część osób niesłusznie uważa, że karierę zawdzięcza szczęściu i sławnemu mężowi.
(...) Zanim poznałam mojego męża, byłam traktowana jako Marina Łuczenko, artystka, która sama do wszystkiego doszła. Miałam trudniej, bo jestem dziewczyną, która nie jest ani z Warszawy, ani nie ma bogatych rodziców, ani nie jest nawet z Polski, bo przyjechałam z Ukrainy, będąc malutką dziewczynką, więc miałam zawsze wszystko dwa razy trudniej, bardziej pod górkę. I teraz, kiedy ktoś myśli sobie „tej to się poszczęściło”, to uważam, że jest to niesprawiedliwe myślenie. Nie jest tak, że nasze osiągnięcia są kwestią „TYLKO” szczęścia. Jest to masa wyrzeczeń, ciężkich decyzji, wyborów. To długa i kręta droga, a ludzie bardzo często o tym zapominają i widzą tylko wierzchołek – zaakcentowała.
Marina Łuczenko-Szczęsna nie chce być na świeczniku
Marina poruszyła również kwestię show-biznesu. Wyjaśniła, że nie zależy jej na tym, aby skupiała się na niej uwaga innych. Nie potrzebuje tego, aby czuć, że jest spełniona artystycznie. W tym wszystkim pamięta także o tym, aby nie zaniedbywać życia prywatnego.
Show-biznes w ogóle mnie nie interesuje. Jedynie może kiedyś miałam poczucie niedocenienia muzycznego, ale w pewnym momencie zrozumiałam, że to nie ma absolutnie wpływu na moje życie ani na to, jak postrzegam samą siebie oraz rzeczywistość. Nie mogę też nikogo winić za to, że może mieć wrażenie, że nie daję z siebie wszystkiego w branży. Niestety nie mam możliwości oddać się w pełni artystycznej działalności ze względu na taki, a nie inny tryb życia. Działam na własnych zasadach, w swoim tempie, na tyle, na ile mogę sobie pozwolić. Nie przynależę do warszawskiej śmietanki towarzyskiej. Nie potrzebuję ciągle być na świeczniku ani poklasku czy uznania. Żyję swoim życiem, nikomu nic nie udowadniając, i jest mi z tym dobrze – wyjaśniła.
Autor: Anna Helit