Problemy zdrowotne Moniki Miller
W ostatnich tygodniach o Monice Miller było głośno przede wszystkim w kontekście jej problemów zdrowotnych. Aktorka i piosenkarka niedługo przed świętami trafiła do szpitala. Podczas pobytu w klinice zaczęła zamieszczać w mediach społecznościowych relacje, które mocno zaniepokoiły jej fanów.
Monice Miller udało się opuścić szpital przed Bożym Narodzeniem. Święta mogła spędzić w rodzinnym gronie. Tuż po nich udzieliła wywiadu, w którym ze szczegółami opowiedziała o swoich ostatnich kłopotach. Wszystko zaczęło się pięć miesięcy temu, gdy postanowiła zaszczepić się przeciwko pneumokokom – relacjonuje. Po szczepieniu czuła się gorzej, jednak wkrótce wszystko wróciło do normy. Kilka dni później znów źle się poczuła. Badania wykluczyły COVID-19. Miller była przekonana, że to przeziębienie lub grypa. Jak mówi, najgorsze były nocne poty.
Były tak obfite, że musiałam się w nocy przebierać i zmieniać pościel, bo łóżko było całe mokre. Zaczęły się migreny z aurą, których wcześniej nigdy nie doświadczałam. Doszedł do tego kaszel. W końcu zaczęłam się budzić, żeby złapać oddech. Nie mogłam oddychać. Bardzo bolało mnie całe ciało. Siniaki robiły się wszędzie. Na całym ciele. I chociaż to już wydawało mi się niebezpieczne, cały czas sądziłam, że po prostu ciężko przechodzę grypę
– powiedziała w rozmowie z Aleksandrą Głowińską z „Co za tydzień”.
Miały kolejne miesiące, a objawy nie ustępowały. Miller zaczęła chodzić od lekarza do lekarza. Ci przepisywali jej kolejne leki, które nie pomagały. Problemy z oddychaniem zaczęły się nasilać.
Chciałam jechać na ostry dyżur i prosić, żeby mi zrobili otwór w tchawicy, aby ułatwić oddychanie
– wyznała 26-letnia gwiazda.
Bliscy odradzali Monice jechanie do szpitala, bo bali się, że może zakazić się koronawirusem. Ostatecznie i tak tam trafiła. Od razu umieszczono ją w izolatce.
Lekarze się bali. Nie wiedzieli, co to jest. Bali się, że to może być krztusiec. Zrobili mi wszystkie badania. Pobrali dziewięć fiolek krwi. Zrobili gastroskopię, spirometrię, tomografię. Porównali wyniki badań z poprzednich lat i zauważyli, że już wcześniej miałam powiększoną grasicę. To zaczęło lekarzy zastanawiać, bo jedyny powód, dla którego grasica może być powiększona to grasiczak – nowotwór. Zrobiło się nieprzyjemnie
– mówi Miller.
Monika Miller poznała diagnozę
Ostatecznie badania wykluczyły najgorsze. Wyszło jednak, że 26-latka ma zapalenie przełyku i żołądka, wrzody żołądka i nadżerki przełyku. Ponadto w jej krwi wykryto prątki gruźlicy. Na szczegółowe wyniki celebrytka będzie musiała poczekać jeszcze kilka tygodni. Została wypisana ze szpitala, bo „nie zaraża”. To jednak nie koniec jej walki o zdrowie.
Nie ma przeciwwskazań do wychodzenia z domu, ale ja po prostu nie miałam siły. Nie mogłam z nikim rozmawiać. Dusiłam się, bolało mnie gardło, piekła mnie klatka piersiowa. Zdiagnozowano u mnie fibromialgię, więc przynajmniej teraz już wiem, dlaczego tak bardzo boli mnie ciało. I że nie wymyślam sobie tego
– wyjawiła.
Monika Miller nieuleczalnie chora
Jak tłumaczy Miller, fibromialgia, którą u niej zdiagnozowano, to rzadka przewlekła, niezapalna choroba reumatyczna tkanek miękkich. U 26-latki objawia się ona przede wszystkim bólem całego ciała i permanentnym zmęczeniem.
Czasem ból jest tak silny, że wyję z bólu i nie mogę wstać z łóżka. Nie mogę spać i zawsze jestem zmęczona. Nawet jak odpoczywam bardzo długo i tak chce mi się spać. Wszystko mnie boli, nie mam siły. Skrzypią mi stawy, jakbym miała 80 lat
– opisuje Monika.
Lekarze nie wiedzą, skąd się bierze ta choroba i jak się ją leczy. Na razie jest na liście chorób nieuleczalnych. Oczywiście można leczyć objawy. Jedyne leki, które na nie działają, to leki psychiatryczne. Fibromialgia to jakby przepalenie neuronów. To tak, jakby mózg stwierdził, że nie wie, kiedy czuje ból, więc wybiera bezpieczniejszą opcję i sprawia, że czujemy ból cały czas. To straszne
– przyznała w rozmowie z „Co za tydzień”.
Autor: Maria Staroń