"Pytanie na śniadanie". Robert Stockinger powiedział, co dzieje się po zakończeniu emisji

Robert Stockinger od kilku miesięcy jest jednym z prowadzących "Pytanie na śniadanie". Gospodarz śniadaniówki zdradził, że po każdym wydaniu odbywają się rozmowy. Czego dotyczą?

fot. AKPA

Robert Stockinger w „Pytaniu na śniadanie”

Na początku roku „Pytanie na śniadanie” przeszło prawdziwą rewolucję. Wszyscy dotychczasowi prowadzący zostali zwolnieni, a ich miejsce zajęły nowe osoby. Do formatu dołączył też Robert Stockinger, który prowadzi program w parze z Joanną Górską. Gospodarz śniadaniówki w rozmowie z Plejadą przyznał, że w trakcie trwania śniadaniówki nie ma możliwości, aby omawiać wpadki. Takie rozmowy prowadzone są dopiero po zakończeniu emisji.

Kiedy trwa już program, a trwa on czasami nawet cztery i pół godziny, to nie ma czasu, żeby omawiać poszczególne wpadki. To jest telewizja na żywo. Ona się dzieje na oczach widzów. Jeśli coś się posypie, np. gość nie przyjdzie, ktoś się za bardzo zestresuje i nie stanie nic powiedzieć — to w tym rola prowadzących, żeby tę sytuację widzom wyjaśnić i iść dalej z programem. Najczęściej z uśmiechem, z jakimś żartem. Telewidzowie wiedzą, jaki to jest program, mają pewien dystans do takich wpadek na żywo – mówił.

Robert Stockinger o rozmowach za kulisami „PnŚ”

Robert Stockinger wyjaśnił też, że po każdym wydaniu „Pytania na śniadanie” prowadzone są rozmowy, w których uczestniczy nie tylko szefowa Kinga Dobrzyńska, ale również inni członkowie ekipy. Podczas nich odbywa się dyskusja na temat lepszych i gorszych momentów programu.

Rozmawiamy i z naszą szefową, i z wydawcami. „Pytanie na śniadanie” to jest setka osób, która pracuje każdego dnia. To nie jest tylko nasza szefowa, to nie są tylko prowadzący, to jest naprawdę sztab ludzi, którzy przygotowują każdy program i omawiamy nie tylko z realizatorem, co było dobrze, co źle. To nie są duże rzeczy, ale każdą taką drobną wskazówkę bierzemy do siebie i przy kolejnym programie wprowadzamy to w życie – tłumaczył Stockinger.

Autor: Anna Helit

Komentarze
Czytaj jeszcze: