Kinga Jurzec była faworytką do wygrania finału roku w "Jaka to melodia". 23-latka mknęła jak burza przez wcześniejsze starcia, decydowała się na ryzykowne posunięcia i wzbudzała niedowierzenia zarówno oglądających, jak i samego Janowskiego. Kinga stanęła w ostatecznym starciu, finału roku, którego wygranie zapewniało nie tylko wygraną w postaci pieniędzy i samochodu, ale również złotej nutki z diamentem. Uczestniczka była tak bardzo zdeterminowana by wygrać, że nie potrafiła sobie poradzić z nadchodzącą przegraną. Na oczach kamer Jurzec popłakała się i wyszła ze studia, gdzie już nie wróciła.
Robert Janowski, który niezmiennie prowadzi program, wypowiedział się na temat zachowania uczestniczki. Przyznał, że "nigdy wcześniej taka sytuacja się nie zdarzyła".
"Próbowałem ją pocieszyć, ale to się działo tak szybko, że nie udało mi się zatrzymać Kingi. Nie wróciła już do studia, jej stan na to nie pozwalał. Ostatecznie zajęła drugie miejsce i może być z siebie dumna" – powiedział w rozmowie z "Party".
Swojego zachowania bez słowa komentarza nie mogła pozostawić sama Kinga Jurzec, która doprowadziła do nietypowej sytuacji w "Jaka to melodia".
"Od początku miałam złe przeczucia z powodu gry z chorobą, gorączką i na antybiotyku. Myślałam, czy nie zrezygnować z gry w tym odcinku. Jak na okoliczności szło dobrze. Jednak dwa razy nie posłuchałam się pierwszych myśli.. Gdyby wziąć Piaska po 1 nutce i powiedzieć to co myślałam po podpowiedzi a nie słuchać nut bądź przy Dąbrowskim zaufać pierwszej myśli, bo taki typ miałam przed odpowiedzią. Nie wiem, co mną pokierowało. Nigdy w życiu nie popełniłam tak wielkiego błędu, niczego tak nie żałowałam i nie chciałam tak bardzo cofnąć czasu. Nigdy sobie nie daruję głupoty" – wyjaśnia uczestniczka programu w poście na Facebooku. Wyznała też, że wolałaby odpaść wcześniej niż tuż przed możliwością zdobycia najważniejszej nutki z diamentem.
"W jednej chwili najpiękniejszy sen zmienił się w najgorszy koszmar, najpiękniejszy dzień życia w najgorszy oraz najlepszy rok życia w najgorszy" – żali się.
23-latka zdecydowała też opowiedzieć o swojej porażce "Super Expressowi". Wyznała tabloidowi, że żeby mieć szanse na wygraną, "od lipca regularnie uczyła się po kilka godzin dziennie, czasem kilkanaście". Dodała też, że "w takim odcinku jak finał roku chodziło jej o zdobycie samego szczytu". Zwłaszcza, że jak zaznaczyła, zwycięzcy tego odcinka widnieją na Wikipedii".
Nietypowe zachowanie Kingi jednak mimo próśb wyjaśnień nie przemawiają do internautów. W całym tym zamieszaniu dostrzegane są próby promocji programu czy też samej aferzystki. Niektórzy sądzą nawet, że Kinga w ten sposób chce się wybić w show-biznesie.
Autor: Natalia Piotrowska