Ostatnie chwile Kory
Kamil Sipowicz i Kora byli małżeństwem od 2013 roku, jednak los połączył ich wiele lat wcześniej. Owocem ich miłości był syn Szymon. Szczęście małżonków przerwała śmierć artystki; 28 lipca 2018 roku Kora zmarła po długiej walce z nowotworem. Niedawno jej mąż postanowił powrócić pamięcią do tych trudnych chwil i opowiedzieć o tym, jak podstępna choroba wyniszczała jej organizm:
„Przyszedł moment, gdy zaczął się ból. Kora zaczęła strasznie krzyczeć. Nie mogłem dodzwonić się do hospicjum. Myślałem, że oszaleję.”
– przyznał w rozmowie z magazynem „Newsweek”. Kamil Sipowicz wspomniał również, że widział już wcześniej, jak trudno jest walczyć z rakiem, gdyż chorowała także jego mama, ale dopiero patrząc na Korę, poznał destrukcyjną potęgę nowotworu:
„(…) Przerzut na mózg to jest koszmar, którego nie zrozumie nikt, kto nie miał z tym do czynienia (…) Kora przeszła piekło, a ja z nią. (…)”
Trudny powrót do rzeczywistości
Kamil Sipowicz w emocjonalnym wywiadzie opowiedział także, jak z jego perspektywy wyglądał sam pogrzeb oraz co stało się z prochami wokalistki:
„Gdy Kora umarła, Kasia Maimone ubrała ją do trumny. Nałożyła jej ukochane okulary, suknię. Kora wyglądała pięknie. Włączyłem na chybił trafił z telefonu tybetańską muzykę. Postawiliśmy świece wzdłuż całej drogi do bramy (…)Część prochów rozsypaliśmy. Są w Nowym Jorku, na Roztoczu, w Warszawie, na Warmii i w Atlantyku.”
– przyznał. Na pytanie o myśli samobójcze po śmierci Kory odpowiedział, że miał je każdego dnia. Mąż artystki wyznał również, że zdołał nagrać z korą dwa wywiady, jednak do tej pory nie odnalazł w sobie wystarczającej odwagi, by je odtworzyć.
Autor: Sabina Obajtek