Syn "Łowcy Krokodyli" to jego kopia! Robert Irwin także jest miłośnikiem przyrody

Robert Irwin to doskonały przykład tego, że nie daleko pada jabłko od jabłoni. Syn tragicznie zmarłego "Łowcy Krokodyli" podobnie jak ojciec jest miłośnikiem przyrody, a dzięki swojej charyzmie często gości w programach telewizyjnych jako ekspert od dzikich zwierząt.

Steve Irwin, czyli "Łowca Krokodyli"

Steve Irwin, australijski "Łowca Krokodyli", był nie tylko gwiazdą telewizji, ale i miłośnikiem dzikiej przyrody uwielbianym przez miliony. Jego szalone przygody z krokodylami przyciągały przed ekrany tłumy. Irwin, znany ze swojego nieustraszonego podejścia i niepowtarzalnego stylu, był żywą legendą. Niestety w 2006 roku podczas kręcenia filmu dokumentalnego Steve został niespodziewanie ugodzony kolcem płaszczki prosto w serce i zmarł mimo natychmiastowo udzielonej pomocy medycznej.

"Dzień Steve'a Irwina"

Aby uhonorować pamięć "Łowcy Krokodyli", ustanowiono "Dzień Steve'a Irwina", który przypada na 15 listopada. Organizowane są wtedy różnorodne wydarzenia mające na celu zwiększenie świadomości na temat ochrony środowiska i dzikiej przyrody. Rodzina przyrodnika cały czas kontynuuje jego dziedzictwo. Żona i dzieci biologa: Robert oraz Bindi w latach 2018-2022 prowadzili własny program reality show w Animal Planet: "Crikey! It's the Irwins". Serial opowiadał o rodzinie Irwinów i ich pracy w australijskim zoo.

Robert Irwin - kopia ojca

Robert Irwin, syn Steve'a, jest żywym obrazem swojego ojca nie tylko ze względu na wygląd, ale także z powodu pasji do natury. Chłopak od najmłodszych lat wykazywał zainteresowanie dziką przyrodą. Zasłynął, występując jako nastolatek w programie "The Tonight Show Starring Jimmy Fallon". Podczas każdej wizyty młody Irwin prezentował w studio mało znane gatunki zwierząt. Jego telewizyjna charyzma została szybko wyłapana i od tej pory chłopak był częstym gościem amerykańskich programów. Syn "Łowcy Krokodyli" kontynuuje pracę Steve'a, angażując się w projekty ochrony przyrody i edukacji ekologicznej. 

Autor: Magdalena Łoboda

Komentarze
Czytaj jeszcze: