Jedni będą łapać co popadnie.
Innych będzie irytować kolejny SMS od dziewczyny.
Każdy będzie ustanawiał swoje terytorium.
Kiedy szukając Pokemonów trafiasz w nieznaną część miasta:
I tak nic nie jest w stanie Cię powstrzymać przed złapaniem Mewtwo.
Ani przed zdobyciem Charizarda.
Nawet jeśli jest w domu sąsiada.
Podczas gdy inni łapią Pikachu:
A jedyne, co tobie się udaje to Ratata.
Albo Doduo.
A jak już chcesz wymknąć się do dziewczyny, to pojawia się Snorlax.
Po czasie Twój status związku wygląda tak:
Szukasz mieszkania z dobrą lokalizacją na pokemony:
W końcu szef stawia ultimatum.
Pora przestaje mieć znaczenie.
I trafiasz na gang Squirtle.
Jesteś tak zdesperowany, że pójdziesz za Pokemonami wszędzie.
Nawet jeśli na zewnątrz jest plus nieskończoność stopni.
Najgorzej, jak apka robi cię w... bambuko.
Nemo i Dory przestają cokolwiek znaczyć.
Jesteś już takim prosem, że złapanie Busha to pikuś.
Ale nie martw się, Daenerys też się uzależniła.
Noe też. Na tyle, że został legendarnym trenerem.
No i tak jeszcze poczekasz na premierę.
Najgorzej, jak masz Lumię.