Witold Sadowy nie żyje. Po swoich setnych urodzinach zdecydował się na coming out

"Jeszcze w maju tego roku był pełen wigoru, ale chwilę później zaczął tracić chęć do pisania i coraz częściej powtarzał, że i do życia. Dzisiaj się dokonało... Żegnaj Kochany Przyjacielu!" – wspominają aktora i publicystę przyjaciele ze Związku Artystów Scen Polskich. Witold Sadowy ostatnie miesiące swojego życia spędził w Domu Artystów w Skolimowie. Miał wiele planów, jednak pokrzyżowała je pandemia koronawirusa… Jak wyglądała ścieżka kariery Witolda Sadowego? Jak wyglądało życie prywatne aktora i publicysty, który przez lata ukrywał przed publicznością swoją orientację seksualną? Odpowiedzi na te pytania znajdziesz poniżej.

Nie żyje Witold Sadowy

Związek Artystów Scen Polskich wskazał, że Sadowy był przez całe swoje życie związany z warszawskimi teatrami. Najpierw jako aktor Teatru Rozmaitości, Polskiego, Komedii, Nowego, Ateneum i Klasycznego, a od lat, jako widz, recenzent, pasjonat.

ZASP przypomniało, że zadebiutował w 1945 roku na deskach Teatru Miasta Stołecznego Warszawy, w miejscu dzisiejszego Teatru Powszechnego na Pradze, rolą szesnastoletniego Florisa w "Burmistrzu Stylmondu" Maurice’a Maeterlincka.

"Po świętach Bożego Narodzenia 1988 roku, Teatr Rozmaitości, który wystawiał "Gałązkę rozmarynu" Zygmunta Nowakowskiego z Witoldem w roli austriackiego Feldmarszałka, stanął w ogniu. Ten pożar w pewnym sensie zakończył jeden rozdział jego życia, otwierając przed nim nową drogę. Zamienił scenę na fotel widza i recenzenta, oddając się pasji pisania o teatrze, sztuce i aktorach, z początku na łamach Życia Warszawy w cyklu "Wspomnienia zza kulis", a od niemal dwudziestu lat w dziale "Pożegnań" Stołecznej Gazety Wyborczej wspominając kolegów" - napisano w komunikacie. 

Związek poinformował, że 7 stycznia 2020 r., na scenie Teatru Ateneum, Sadowy obchodził swoje setne urodziny połączone z promocją książki jego autorstwa - "Przekraczam setkę". To kolejna pozycja po wcześniejszych tomach: "Teatr, plotki, aktorzy", "Za kulisami i na scenie", "Ludzie teatru. Mijają lata, zostają wspomnienia".

"Czas który minął" mieliśmy okazję poznać podczas promocji w Związku Artystów Scen Polskich, który wdzięczny za wieloletnią współpracę obdarował go zaszczytnym tytułem Członka Zasłużonego - dodano.

"W dniu swoich ostatnich urodzin, podczas których specjalnie dla niego wystąpili artyści kilku pokoleń, widząc salę teatralną pełną przyjaciół, był promienny, radosny i szczęśliwy. Zapowiadał też kolejną książkę. Wydawało się, że spokój, cisza i otaczająca zieleń Domu Artystów w Skolimowie, dokąd zdecydował się przeprowadzić na wiosnę tego roku, będzie sprzyjała skupieniu przy wystukiwaniu kolejnych rozdziałów. Plany pokrzyżowała pandemia, przez którą zamknięto sale koncertowe i teatry, jego naturalne środowisko, które dawało mu napęd do wszelkich działań i aktywności" - wskazano.

ZASP podkreślił, że Sadowy jeszcze w maju br., był pełen wigoru. "Ale chwilę później zaczął tracić chęć do pisania i coraz częściej powtarzał, że i do życia. Dzisiaj się dokonało... Żegnaj Kochany Przyjacielu!" - podsumowano.

Witold Sadowy zdecydował się na coming out

W styczniu 2020 roku Witold Sadowy skończył 100 lat. W związku z tym postanowiono nagrać reportaż z okazji tego wyjątkowego jubileuszu. Sadowy zdecydował się wówczas na publiczne wyjawienie długo skrywanego sekretu. Oznajmił, że jest homoseksualny, a jego wieloletnim partnerem był przedsiębiorca Jan Ryżow. Mężczyźni byli w związku od 1942 roku, aż do śmierci Ryżowa w 1996 roku. 100-letni aktor i publicysta wspominał swoje życie prywatne na łamach magazynu „Viva!”.

[Leon Schiller — przyp. red.] nazywał mnie Wsadowym, bo byłem gejem, ale wtedy o homoseksualizmie się nie mówiło tak jak teraz. Zresztą, co ludzie o tym wiedzą? Czasem wystarczy przytulenie. Ja się nie puszczałem, miałem całe życie swego Janka i byłem z nim szczęśliwy. Kochaliśmy się. Janek był inżynierem i jednym z dyrektorów dużej firmy. Znał języki, jeździł za granicę. Kiedy był stary i schorowany, opiekowałem się nim do końca – wyjawił Witold Sadowy.

Autor: Urszula Głowiś

Komentarze