Luka prawna
Jak podaje "Wprost", kilka lat temu Mickey Barreto przyjechał do Nowego Jorku i dowiedział się od swojego partnera o mało znanym prawie mieszkaniowym. Głosiło ono, że mieszkańcy pojedynczych pokoi w budynkach zbudowanych przed 1969 rokiem mogą żądać w nich półrocznego najmu. Barreto wynajął apartament w hotelu "New Yorker" na jedną noc i uznał się najemcę, o czym poinformował następnego dnia hotel. Zarządcy od razu go wyrzucili, ale Amerykanin nie poddał się i poszedł do sądu.
fot. Shutterstock
Niespodziewany wyrok sądu
Choć może wydawać się to nieprawdopodobne, mimo przegranej w lokalnych sądach, Barreto wygrał sprawę w Sądzie Najwyższym. I w ten sposób hotel był zmuszony zwrócić mu klucze. Mężczyzna nie płacił czynszu, gdyż zarząd nie chciał z nim negocjować, ale nie miał go też prawa go wyrzucić. Jednak w pewnym momencie Barreto poczuł się zbyt pewnie i zaczął uważać się za właściciela całego budynku. I to ostatecznie doprowadziło do końca jego mieszkania za darmo.
"Chciwy dwa razy traci"
Barreto uznał, że skoro sędzia dał mu prawo do posiadania pokoju, a jest on integralną częścią hotelu, to stał on się automatycznie właścicielem całego budynku. Stworzył więc fałszywe akty własności i żądał pieniędzy od innych najemców. Próbował też zarejestrować obiekt pod swoim nazwiskiem w Departamencie Ochrony Środowiska miasta Nowy Jork. Policja ostatecznie postanowiła ukrócić ten proceder i 14 lutego do jego pokoju weszli uzbrojeni funkcjonariusze. Podobno Barreto był niezwykle zaskoczony i stwierdził, że nie popełnił nigdy żadnego przestępstwa. Tak zakończyła się ta niezwykła historia w hotelu "New Yorker".