Dostał kosza od narzeczonej. Zalewski komentuje

Krzysztof Zalewski w najnowszym odcinku podcastu Mateusza Opyrchała "STUDIO 96.0", podzielił się swoimi przeżyciami i wyjaśnił, czemu jego nowa płyta jest tak bardzo osobista. Artysta przyznał, że proces tworzenia muzyki stał się dla niego formą autoterapii, pozwalającą na uporanie się z wewnętrznymi demonami poprzez nazwanie i wyrażenie trudnych emocji.

Krzysztof Zalewski, fot. AKPA

Zalewski prywatnie. Opowiedział o bolesnych doświadczeniach

W najnowszym odcinku podcastu Mateusza Opyrchała STUDIO 96.0 Zalewski opowiedział o swojej nowej płycie. Wyznał, dlaczego zdecydował się napisać teksty, które opowiadają o jego życiu. Na pytanie: „czy praca nad tym materiałem była pewnego rodzaju autoterapią?” odpowiedział szczerze: „Pewnie tak. Tak sobie myślę, że jak niektóre rzeczy nazwiesz i wypowiesz je głośno, zapiszesz na kartce, to łatwiej się z nimi uporać, one wtedy tracą. Te „demony”, jeżeli je nazwiesz i wyrzucisz na papier, to one tracą trochę moc. Tracą władze nad tobą. W tym sensie jest to trochę autoterapia”. 40-latek dodał jednak, że tak osobisty materiał był także reakcją na to, od pewnego czasu obserwuje w branży muzycznej:

To odpowiedź na jakąś taką ogólną miałkość przekazu w muzyce współczesnej – w dużej mierze. Ja nie mówię, że wszyscy piszą o niczym, ale tak jak włączam radio, to dużo jest piosenek, w których nie wiadomo o co panu czy pani chodzi.

Zależało mu na tym, żeby jego utwory były autentyczne i miały jakąś wartość. Dlatego szczerze napisał o własnych doświadczeniach:

Moje historie w ogóle nie są wyjątkowe – w takim sensie, że każdy człowiek ma podobne problemy. Może nie każdy wpadł w alkoholizm, czy nie każdy stracił rodzica w młodym wieku, ale jednak każdy z nas się boryka ze stratą, z odrzuceniem, z rozczarowaniem. Jeden idzie w używki, drugi idzie w pracoholizm, zakupoholizm… To są po prostu zwykłe, ludzkie problemy, więc pomyślałem sobie, że im bardziej szczerze o tym opowiem, tym bardziej to będzie uniwersalna płyta.

Zalewski dostał kosza. „Mi się świat zawalił…

Krzysztof Zalewski poznał swojego ojca - Stanisław Brejdyganta - będąc nastolatkiem. Ich relacja rozwinęła się dopiero kilka lat później, gdy był już dorosły. Wychowywała go matka, która w 1997 roku poważnie zachorowała i zmarła w 2004 roku, gdy zwycięzca drugiej edycji „Idola” miał 20 lat. W podcaście STUDIO 96.0 przyznał, że był to dla niego bardzo trudny okres w życiu. Zdradził też, że wówczas musiał zmierzyć się też z bolesnym rozstaniem: „Dostałem kosza od mojej narzeczonej”.

Ja byłem zaręczony w wieku lat 20, czy też 19 nawet. No więc nie był to najweselszy okres w moim życiu. Jakkolwiek to jest naiwne, to uczucia były prawdziwe, więc wiesz, trochę mi się świat zawalił…

Wokalista przyznał, że później m.in. te doświadczenia na parę lat „wybiły go z toru”. Dodał jednak z uśmiechem: „Ale jestem tutaj. Żyję. Działam. Mam poukładane jakoś życie. Mam wspaniałego syna, z którym mam coraz lepszy kontakt, bo jest coraz starszy, coraz ciekawsze rzeczy opowiada. Mam przyjaciół, mam słuchaczy, mam muzykę. Mam fach w ręku, więc – może to banalnie brzmi – ale na pewno gdzieś tam lekko potłuczony z tego wyszedłem i to pewnie też miało to wpływ na to, że się trochę pogubiłem z używkami. Trochę nie umiałem pokierować swoją karierą wtedy, no ale koniec końców jakoś wyszedłem obronną ręką z tego wszystkiego”.

Można powiedzieć, że co cię nie zabije, to jakoś cię wzmocni.

Autor: Katarzyna Solecka

Komentarze
Czytaj jeszcze: