Pierwszym krokiem, który zwiastował problemy, były słowa Kacpra Błońskiego, który w wywiadzie dla serwisu Pomponik stwierdził, że w Polsce „nie ma żadnego popularnego studia tatuażu”. To zdanie szybko stało się przedmiotem drwin, biorąc pod uwagę istnienie wielu renomowanych pracowni i tatuażystów, takich jak Michał Wurszt z Warszawy czy Ciotka Zuu z Poznania, którzy cieszą się ogromnym uznaniem i do których zapisy trwają miesiącami, a nawet latami. Tym samym, Błoński nieświadomie ujawnił swoją niewiedzę na temat branży, w którą zamierzał wejść.
Kontrowersyjny wybór nazwy
Sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej, gdy ujawniono nazwę nowego studia – ADHD Tattoo. Jak się okazało, dokładnie taką samą nazwę od lat nosi studio tatuażu Michała Przybyły, znanego organizatora tatuażowych konwentów i szanowanej postaci w środowisku. Reakcje były natychmiastowe i jednoznaczne – zarówno od innych tatuażystów, jak i klientów oryginalnego ADHD Tattoo, posypały się oskarżenia o brak oryginalności i nieuczciwość.
Choć niektórzy zastanawiali się, czy nazwa była prawnie zastrzeżona i czy Błoński z Czarkiem mogą jej używać bez konsekwencji, to jednak głównym problemem okazały się być moralne zasady panujące w branży tatuażu. Odpowiedź studia na zarzuty była próbą wyjaśnienia i zaproszenia do dialogu, jednak Michał Przybyła, właściciel oryginalnego ADHD Tattoo, szybko zaznaczył, że próbował nawiązać kontakt przed eskalacją sytuacji.
Wnioski z burzliwego startu
Cała sytuacja wokół studia tatuażu Kacpra Błońskiego i Czarka Czaruje pokazuje, jak ważne w biznesie, szczególnie w tak specyficznej i nacechowanej pasją branży jak tatuaż, jest posiadanie nie tylko pomysłu, ale i głębokiego zrozumienia środowiska, w którym się działa. Brak rozeznania i nieuwaga mogą prowadzić do poważnych konsekwencji i utraty zaufania, zarówno wśród potencjalnych klientów, jak i wśród kolegów po fachu. Czy ta lekcja będzie dla influencerów wystarczająco pouczająca?