To prawdziwy koszmar. Maja Ostaszewska podczas gali Telekamer podzieliła się ze wszystkimi wstrząsającą wiadomością. Aktorka dziękując za statuetkę dla najbardziej lubianej aktorki, opowiedziała o tym, przez co przeszedł jej syn Franciszek. Jak się okazuje, chłopiec podczas powrotu ze szkoły do domu za pośrednictwem komunikacji miejskiej, został napadnięty. Dziecko Ostaszewskiej wracało z koleżanką, zachowując się grzecznie i nie przeszkadzając nikomu. Mimo że Franek nie zwracał na siebie uwagi, zainteresowała się nim grupa nieznajomych osób, które zaczęły nagabywać i straszyć chłopca. Najgorsze w tym wszystkim było to, że żaden z pasażerów nie zareagował, by pomóc dzieciom. Na szczęście nic się nie stało, jednak 11-latek najadł się strachu przeżył traumę. Sprawa została zgłoszona policji.
W rozmowie z tygodnikiem "Świat i Ludzie", Maja Ostaszewska zdecydowała wyjaśnić, dlaczego podzieliła się tą historią z prywatnego życia.
"Zwykle nie opowiadam o swoich sprawach, bronię prywatności, chronię moje dzieci. Na gali Telekamer zrobiłam wyjątek, jak myślę, w słusznej sprawie. Chciałam zwrócić uwagę na problem, jakim jest obojętność na zło, na ludzką krzywdę, na przemoc, agresję. Nie wolno udawać, że ten problem nie istnieje, nie wolno być obojętnym" – powiedziała.
Mimo że wydarzenie nie należało do najprzyjemniejszych, to aktorka zdecydowała popadać w paranoję i chłopiec wciąż korzysta z publicznego transportu. Jak zdradziła znajoma aktorki, "musi minąć trochę czasu, by poczuł się bezpiecznie i znów polubił taką podróż".