Pojęcie "martwych wód"
Określenie "martwych wód" do tej pory kojarzyło się z Zatoką Meksykańską. Tam na skutek działań człowieka delta rzeki Missisipi co lato staje się pułapką dla zwierząt. Dlaczego? Martwe strefy to obszary bardzo słabo natlenione, które nie nadają się do podtrzymania życia. Tego roku amerykańska Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna przewiduje, że zjawisko to obejmie prawie 14 tysięcy kilometrów kwadratowych. Jak się okazuje, problem ten może dotyczyć również wód położonych w naszym bezpośrednim sąsiedztwie.
Złodziej tlenu w Bałtyku
"Strefy śmierci" to zjawisko naturalne również w Bałtyku. To dlaego, że jest to morze śródlądowe, które cechuje się ograniczoną wymianą wód. Przez to zdarza się, że porcja tlenu nie dociera do każdej części akwenu. Szwedzcy i duńcy naukowcy pod przewodnictwem dr Jacoba Carstensena z Uniwersytetu w Aarhus szacują, że na początku XX wieku zjawisko to dotyczyło około 1% powierzchni Bałtyku. W latach 50. "strefy śmierci" zaczęły się rozszerzać, co było spowodowane działalnością człowieka. Chodzi konkretnie o to, że do morza zaczęły trafiać ścieki rolnicze, a razem z nimi ogromne ilości związków fosforu i azotu. Takie przeżyźnienie wód morskich powoduje też namnażanie się alg oraz sinic. Kiedy te ulegną rozkładowi, zużywają bardzo duże ilości tlenu i tak cały proces się zamyka.
Jakie są konsekwencje?
Zmiana stosunków tlenowych na dnie Bałtyku ma wpływ na procesy zachodzące na całej głębokości akwenu.
Gdy zawartość tlenu zaczyna spadać, zwierzęta są zmuszone wygrzebać się na powierzchnię, gdzie czekają na nie drapieżniki. Jeśli nie uda im się uciec, uduszą się - tłumaczy dr Carstensen
Naukowcy szacują, że obecnie około 60-70 tysięcy kilometrów kwadratowych to "strefa śmierci", z czego w części Bałtyku utrzymuje się ona przez cały rok. Martwe wody otaczają głównie Archipelag Zachodnioestoński oraz Gotlandię, ale zbliżają się również do Zatoki Gdańskiej i Mierzei Wiślanej. Tempo zmian niepokoi badaczy. Analizy naukowców z Uniwesytetu w Turku dowiodły, że wszystko przebiega o wiele szybciej niż w ciągu ostatnich 1500 lat. Już teraz eksperci obawiają się o przyszłość.
Powstaną problemy dla turystyki nadmorskiej i dla rybołówstwa, ale przede wszystkim pojawią się zakłócenia w funkcjonowaniu ekosystemu morskiego. Kolejnym problemem będzie zmiana morskich krajobrazów, które stanowią istotny czynnik tworzenia się więzi emocjonalnej między ludźmi a morzem. Zakłócenie tego procesu może skutkować zmniejszeniem wsparcia dla działań publicznych zmierzających do zachowania dobrego stanu ekologicznego morskich ekosystemów - tłumaczy prof. Jacek Zaucha z Instytutu Morskiego w Gdańsku.
Aby temu zapobiec powinniśmy ograniczyć dopływ substancji odżywczych do Bałtyku. To na szczęście już się dzieje. Dr Carstensen stwierdził, że "pozwala to spojrzeć na problem z optymizmem". Mimo to musimy pamiętać, że zmiany klimatyczne mogą wydłużyc proces odnowy.