Tworzenie w cieniu legendy – Grzegorz Ciechowski oczami Kasi Lins
Praca nad albumem inspirowanym twórczością Grzegorza Ciechowskiego to dla Kasi Lins nie tylko artystyczne wyzwanie, ale również osobista konfrontacja z własną wrażliwością i kobiecą perspektywą. W rozmowie z Kariną Nicińską artystka podkreśla, że wybór repertuaru nie był przypadkowy – to nie była losowa selekcja, lecz świadoma decyzja, oparta na intuicji i głębokim poczuciu pokrewieństwa z Ciechowskim.
– „To nie był przypadek. Wiedziałam, że to musi być Pezet i cieszę się, bo to jest jedna z moich ulubionych piosenek tej płyty” – mówi Lins o współpracy z raperem przy utworze „Sto żyć”. Ta sama zasada dotyczyła wyboru utworów Ciechowskiego – artystka sięgnęła po te mniej oczywiste, nie zawsze najbardziej popularne, by odkryć nowe znaczenia i pokazać, jak bardzo kobiecy potencjał tkwił w jego tekstach.
Tajemnica i dystans – jak buduje się relację ze słuchaczem?
W czasach, gdy artyści coraz częściej dzielą się swoją prywatnością, Kasia Lins świadomie stawia na dystans i aurę tajemnicy. – „Dla mnie to jest ciekawsze, wiedzieć troszeczkę mniej i móc sobie dopisać jakąś swoją część” – przyznaje. Jej piosenki są nasycone emocjonalną nagością, ale zawsze opowiedziane przez filtr metafory i niedopowiedzenia.
Lins podkreśla, że granica między artystą a słuchaczem jest czymś, co można świadomie kreować. Mimo dostępnych narzędzi, które pozwalają być „coraz bliżej”, to ona decyduje, ile siebie pokaże. – „Nie potrafiłabym się rozebrać tak w pełni. Wyłącznie w utworach, a i tam za jakąś fasadą” – mówi.
Balans między komfortem a napięciem – siła twórczego dyskomfortu
Twórczość Kasi Lins to nieustanne balansowanie na granicy komfortu i dyskomfortu. To właśnie emocjonalne napięcie jest dla niej najważniejszym katalizatorem artystycznym. – „Napięcie to jest taki stan, który mnie prowokuje, determinuje do tego, żeby działać, żeby pisać, żeby wymyślać na nowo coś, podważać nawet to, co się własnego zrobiło” – tłumaczy.
Artystka przyznaje, że najciekawsze piosenki rodzą się z emocji trudnych, nieoczywistych, z poczucia niespełnienia. To one nadają jej muzyce wielowarstwowość i sprawiają, że każda kolejna płyta jest dla niej krokiem naprzód – zarówno pod względem brzmienia, jak i dojrzałości emocjonalnej.
Współpraca z innymi – Pezet, Kayah i świat kontrastów
„Obywatelka K.L.” to także spotkania z innymi artystami, które otwierają nowe muzyczne przestrzenie. Współpraca z Pezetem przy „Sto żyć” była długo planowana i przyniosła jeden z ulubionych utworów Lins. Z kolei udział Kayah w projekcie był dla niej spełnieniem dziecięcego marzenia – jej głos i kobieca energia stały się nieodłączną częścią brzmienia albumu.
Lins nie boi się kontrastów – zarówno w muzyce, jak i w doborze współpracowników. – „To są te kontrasty, które działają moim zdaniem” – mówi o duetach z artystami z zupełnie innych światów. Takie spotkania są dla niej inspirujące i pozwalają wracać do własnej twórczości z nową energią.
Kobiecość w twórczości Ciechowskiego – nowe odczytanie legendy
Jednym z najważniejszych odkryć podczas pracy nad „Obywatelką K.L.” było dla Kasi Lins zauważenie niezwykłej kobiecej wrażliwości w tekstach Grzegorza Ciechowskiego. – „On miał w sobie ogromny potencjał emocjonalny, kobiecy właśnie. To jest nietypowe, jak na mężczyznę, być tak zniuansowanym w opowiadaniu o emocjach, relacjach, erotyzmie, obsesji” – podkreśla.
Śpiewając utwory Ciechowskiego kobiecym głosem, Lins wydobywa z nich nowe znaczenia. To nie tylko reinterpretacja muzyczna, ale także głęboka rozmowa z legendą polskiej muzyki – dialog, w którym kobiecość staje się równie ważna, jak oryginalna męska perspektywa.
Koncert jako rytuał – emocje, które zmieniają wszystko
Dla Kasi Lins koncert to najdoskonalsza forma kontaktu ze słuchaczem. To właśnie na scenie jej muzyka nabiera pełni, a emocje potrafią przenosić góry. – „Scena wyzwala takie emocje, że naprawdę czynią cuda” – mówi, wspominając momenty, gdy mimo choroby potrafiła zaśpiewać koncert lepiej, niż się spodziewała.
Występy na żywo często przekonują do jej twórczości nawet tych, którzy wcześniej nie byli do niej przekonani. To właśnie koncerty są dla niej rytuałem, momentem, w którym muzyka staje się czymś więcej niż tylko nagraniem – staje się doświadczeniem wspólnym, przeżywanym tu i teraz.
Minimalizm, selekcja i autentyczność – klucz do „Obywatelki K.L.”
Praca nad „Obywatelką K.L.” to także proces selekcji i minimalizmu. Lins wraz z Karolem Łakomcem postawili na oszczędność aranżacji, zostawiając w utworach tylko to, co najważniejsze – słowo, emocję, atmosferę. – „Obdarliśmy utwory z oryginalnych warstw, zostawiając esencję” – tłumaczy.
To właśnie autentyczność i konsekwencja w budowaniu własnego stylu sprawiają, że muzyka Kasi Lins przyciąga tych, którzy są gotowi poświęcić jej czas i uwagę. – „Zapraszam do tego świata osoby, które mają czas, żeby się zagłębić, przesłuchać piosenkę kilka razy, poczuć, że to jest ich ulubiona” – mówi artystka.
Nowe wyzwania i przyszłość – co dalej po „Obywatelce K.L.”?
Choć „Obywatelka K.L.” to projekt, któremu Lins oddała się w stu dwudziestu procentach, już teraz tęskni za pisaniem własnych, autorskich utworów. – „Mam ogromną potrzebę robienia swojego i mam ochotę ją zaspokoić” – przyznaje. Na razie powstają szkice, pomysły tekstowe, ale artystka czeka na moment, gdy poczuje, że nowa płyta zaczyna się klarować.
Nieustanne poszukiwanie, balansowanie na granicy komfortu i napięcia, otwartość na nowe doświadczenia – to wszystko sprawia, że twórczość Kasi Lins pozostaje świeża, nieoczywista i inspirująca. Jej muzyczny świat to przestrzeń dla tych, którzy cenią głębię, autentyczność i odwagę w sięganiu po to, co nieznane.
Autor: Katarzyna Pajączek