Tim Bergling, znany na całym świecie jako Avicii, autor niezliczonej ilości przebojów, zmarł w zeszły piątek w Omanie, gdzie przebywał na wakacjach. Śmierć 28-letniego DJ-a wstrząsnęła całym światem. Wciąż trudno uwierzyć, że nie ma go już z nami.
Avicii zaczął karierę w bardzo młodym wieku. Debiutował w 2008 roku, będąc jeszcze nastolatkiem. Popularność przyniósł mu singiel „Seek Bromance” z 2010 roku. Zdobycie sławy w tak młodym wieku odbiło się na zdrowiu Aviciiego, który szybko uzależnił się od alkoholu, którym próbował rozładowywać stres. „Podróżujesz, żyjesz na walizkach, wszędzie, gdzie jedziesz, jest pełno alkoholu. To dziwne, gdy nie pijesz. Wpadłem w taki nawyk – żeby dodać sobie pewności siebie, musiałem mieć alkohol. Zacząłem być od niego zależny” – mówił DJ.
U Berglinga zdiagnozowano ostre zapalenie trzustki, które było wynikiem nadużywania alkoholu. DJ musiał przejść również operację usunięcia woreczka żółciowego. Z powodu problemów zdrowotnych już w 2016 roku musiał zrezygnować z koncertowania.
W październiku ubiegłego roku ukazał się dokument „Avicii: True Stories”, opowiadający o karierze DJ-a, która wcale nie była tak bajkowa, jak mogło się wydawać. W filmie, który do niedawna był dostępny na Netflixie, Avicii mówił o swoim środowisku w gorzkich słowach. Z jego wypowiedzi wynika, że nie miał wsparcia we współpracownikach, którzy wiedzieli o jego problemach, a mimo tego chcieli, by dalej grał wykańczające go psychicznie koncerty.
„Kiedy zdecydowałem się przestać występować, oczekiwałem całkiem innej reakcji. Liczyłem na wsparcie. Byłem otwarty wobec ludzi, z którymi pracowałem i wszyscy wiedzieli o moich problemach. Wiedzieli, że próbowałem występować mimo napadów lękowych. Nie sądziłem, że wiedząc, jak bardzo źle się czuję, nadal będą wywierali na mnie presję, bym występował” – powiedział wprost.
„Powiedziałem im, że muszę przestać. Że jeśli tego nie zrobię, w końcu umrę. Powtarzałem im to wiele razy” – mówił kilka miesięcy przed śmiercią.