Młoda kobieta zmarła nagle w miejscowym szpitalu
37-letnia Rosangela Almeiay dos Santos w 2018 w ciężkim stanie trafiła do lokalnego szpitala w mieście Riachao das Neves (Brazylia). Mimo wysiłków lekarzy nie udało się jej uratować. Przyczyną zgonu miały być dwa rozległe zawały serca oraz sepsa. Po uznaniu jej za zmarłą rodzina zabrała się za przygotowanie pogrzebu. Kobietę pochowano na pobliskim cmentarzu. To jednak nie koniec dramatu – tak przynajmniej uważa rodzina, której słowa przywołuje brazylijski portal G1.
Krewni zmarłej Brazylijki są przekonani, że ich ukochana córka, siostra i żona w chwili, gdy wkładano ją do trumny, jeszcze żyła. Sądzą, że została pochowana żywcem i faktycznie odeszła dopiero po 11 dniach. W czasie, kiedy była już zakopana, miała próbować się wydostać. Rodzina nabrała podejrzeń po tym, jak tuż po pogrzebie różne osoby odwiedzające grób 37-latki zgłaszały, że wydobywają się z niego podejrzane odgłosy.
Kiedy znalazłam się tuż przed grobowcem, usłyszałam łomotanie z wnętrza. Myślałam, że to dzieciaki bawiące się na cmentarzu, robią sobie ze mnie żarty. Potem usłyszałam dwa wyraźne jęki i nastała cisza
– mówiła kilka dni temu dziennikarzom brazylijskiego portalu G1 Natalina Silva – krewna zmarłej.
Podobne dźwięki miały słyszeć też inne osoby, które przychodziły pomodlić się za Rosangelę. Dlaczego nikt nie zareagował od razu? Tego nie wiadomo. Dopiero po 11 dniach bliscy pani dos Santos przeprowadzili ekshumację.
Przyjechało tu ponad 500 osób. Cały cmentarz się zapełnił. Wszyscy poszli zobaczyć ciało. Wiele osób go dotknęło. Przysięgali, że stopa Rosangeli była ciepła
– relacjonowała brazylijskim mediom Ana Francisco Dias, sąsiadka.
Poluzowane gwoździe i ślady walki. „Zmarła” próbowała uciec?
Po otwarciu trumny miało też okazać się, że ciało leży w innej pozycji, gwoździe są poluzowane, a nadgarstki i twarz 37-latki poranione. Według krewnych miał być to dowód na walkę kobiety, która desperacko próbowała uwolnić się ze śmiertelnej pułapki.
Na prośbę rodziny policja rozpoczęła dochodzenie. Mundurowi ostatecznie ustalili, że informacje o jękach były plotkami, a sekcja zwłok wykazała, że kobieta nie została pochowana żywcem. Wynik śledztwa nie zadowolił bliskich zmarłej. Przez lata krewni próbowali doprowadzić do ponownego rozpatrzenia sprawy. Bez skutku. Teraz swoją historię opowiedzieli ogólnokrajowym mediom, by w ten sposób zyskać poparcie opinii społecznej i móc „domagać się sprawiedliwości”.