W SHOWMAXXXie możesz poznać swoich ulubionych artystów z nieznanej dotąd strony! W ostatnią sobotę w programie zagościł DJ Gromee, który udzielił naszym prowadzącym bardzo ciekawego wywiadu. Dowiedzieliśmy się sporo nieznanych dotąd ciekawostek z życia najlepszego DJ-a w Polsce.
Gromee gościem w programie SHOWMAXXX! [WYWIAD]
Konrad Bogusz (KB): Gromee - DJ, producent, kompozytor, mąż, ojciec, kierownik. Witamy cię bardzo gorąco na antenie RMF MAXXX w SHOWMAXXXie!
Gromee (G): Dzień dobry!
KB: Cześć! Co tam sobie zajadasz?
G: Cukierka na gardło. To taki trudny sezon…
Karolina Kowalska (KK): Dasz radę do końca?
G: Muszę mieć cos na gardło, bo się przeziębiłem.
KB: Ale krzyczałeś na kogoś?
G: Nie, po prostu chodziłem bez czapki i bez szalika.
KK: I niech to będzie nauczka, że nawet jak w zimie jest plus 4, to czapka i szalik obowiązkowo!
G: Ja bym chciał powiedzieć, że naprawdę mama ma zazwyczaj rację i w tym przypadku również. Chodziłem bez czapki. Mamo droga, kochana miałaś rację…
KB: To zaczniemy na starcie od tego bardzo charakterystycznego dla ciebie elementu ubioru, czyli od kapelusza.
KK: Czy jak ściągasz kapelusz i okulary to stajesz się trochę niewidzialny? Jest to takie trochę zaprzeczenie peleryny niewidki?
G: Nie, ściągam okulary rzadko, bo jak ściągnę, to mało widzę – jest tak źle. Natomiast kapelusz ściągam częściej, ciężko jest chodzić wszędzie w kapeluszu. W domu bez kapelusza chodzę, na zakupy mam też czapkę z daszkiem, a czasami chodzę bez nakrycia głowy, co się kończy później, w moim przypadku, chorym gardłem.
KB: Ale wiesz, co mówi się o takich ludziach, którzy prowadzą za kółkiem z kapeluszem?
G: To jest nieeleganckie.
KK: Ale co się mówi, bo ja nie wiem?
KB: Jak gość w kapeluszu jedzie, to wiesz… dystans. Nie?
G: Nie, to jest nieeleganckie. Wydaje mi się, że siedzenie w pojeździe w kapeluszu i jakby ktoś nie daj Boże jechał obok, to jest chyba nieeleganckie.
KK: A no tak. Chyba, że masz pod sobą konia i jedziesz w siodle, to wtedy jest zupełnie co innego.
KB: Jasne, że tak. Co gdyby nie kapelusz? Myślałeś o czymś, co wyróżniłoby cię z tłumu? Chyba to jest właśnie taki zabieg, co nie? To nie jest najbardziej popularna część ubioru wśród DJ-ów.
G: Nie, to jest bardzo niepopularne nakrycie głowy w Polsce, ale za to bardzo ładne, bardzo eleganckie nakrycie głowy i wszystkich namawiam do noszenia kapeluszy, bo to jest naprawdę fajna rzecz. Co jeżeli nie kapelusz? Nie mam pojęcia. Pewnie nosiłbym częściej czapkę z daszkiem. Nie noszę kaszkietów i innych nakryć głowy, ale uważam że nakrycie głowy, takie jak kapelusz jest bardzo eleganckie i niestety niedoceniane w naszym kraju.
KB: Okej. Gdy już mówimy o wizerunku, ja bym zapytał o twój kontakt z publiką, który jest w ogóle świetny i z każdym rokiem można powiedzieć, że przebijasz poprzedni. Pytanie, gdzie w ogóle wolisz grać? Czy w klubach, na wielkich plenerach, otoczony publicznością, jak na przykład sylwester, czy może klimatyczne kluby?
G: To jest naprawdę trudne pytanie, bo nie wiadomo jak na nie odpowiedzieć. Z jednej strony kluby mają swoją magię, ale wielkie imprezy plenerowe też ją mają albo nawet większą. W klubach jest się najczęściej bliżej fanów, bliżej ludzi i jest to swojego rodzaju taka intymność. Tam jest po prostu tak cieplej.
KB: Lubisz, jak ktoś tańczy przed DJ-ką i konsoletą?
G: Raczej przypominają mi się takie stare czasy. Ja już jestem, brzydko mówiąc, starej szkoły DJ-em, więc kiedyś po prostu tych imprez klubowych było dużo, dużo więcej. Natomiast dzisiaj myślę sobie, że moja kariera trochę inaczej się potoczyła. Wyszedłem z klubu i jestem na większych imprezach, na dużych scenach i to też ma naprawdę ogrom pozytywnych, fajnych emocji w sobie, bo tam jest po prostu dużo, dużo więcej ludzi, są dużo większe sceny, dużo większe nagłośnienie, dużo więcej efektów specjalnych itd. To też ma ogromne plusy, więc nie chciałbym wybierać. Jestem szczęśliwym człowiekiem, że mogę grać i tu, i tu.
KK: Gdziekolwiek nie zagrasz, gdziekolwiek cię nie zobaczymy, zawsze będziesz tak samo szczęśliwy.
G: Tak.
KK: Gromee powiedz nam, jak było na sylwestrze? Z perspektywy telewizora to wyglądało jak jedna wielka, gigantyczna impreza. Co się działo za sceną i czy możesz nam opowiedzieć, czy się bawiliście?
G: Ale dużo podobno w gazetach było o tym pisane. Pomimo że gram imprezy w klubach i festiwale to…
KK: Czuję, że będzie dyplomatycznie…
G: Ja jestem człowiekiem, który po imprezie idzie do hotelu tak szybko, jak się da. Jestem mało imprezowym człowiekiem. Duszą towarzystwa mogę być, natomiast nie piję alkoholu i staram się wstawać bardzo wcześnie rano, a jeżeli mogę, to na przykład po sylwestrze idę spać po to, żeby wstać rano i pojeździć na desce, czy na nartach.
KK: Dobrze, ale widzisz, co tam się dzieje.
KB: Nie sprzeda braci Golec, nie sprzeda.
G: Z braćmi Golec to jest naprawdę zawsze dobra impreza, dobra zabawa. Zawsze, gdzie się tylko da, to oni wyciągają swoje instrumenty i gramy.
KB: Instrumenty szklane, dęte, blaszane.
G: Odpowiadając na pytanie o sylwestrze w Zakopanem... To, co widzimy w telewizji, to jest jedno, ale faktycznie to, co się dzieje poza sceną, to jest drugie. Góry są cudowne, góry są wspaniałe i atmosfera, która tam panuje od Krupówek po najdalsze góralskie historie. To wszystko jest super! Mi się bardzo w górach podoba. Ja jestem trochę góralem. Przecież wytłumaczyć komuś ze Szczecina, że nie jestem góralem, jest trudno. Moi koledzy znad morza, z Warszawy, ze Szczecina mówią, że przecież i tak jestem góralem, dlatego że mieszkam w Krakowie. Czuje się bardzo dobrze w górach i wszystkie wizyty tam wspominam wspaniale, także tą sylwestrową. A jeżeli otacza się na przykład taką ekipą jak bracia Golec, to proszę wierzyć, że nie może być inaczej jak tylko dobra zabawa.
KK: Bo jesteście w domu, prawda? Ty prawie z gór, oni z gór. To zatrzymajmy się przy braciach Golec, przy Edycie Górniak, bo po naprawdę długich latach współpracy z zagranicznymi wokalistami, z północnych krajów zazwyczaj, postawiłeś teraz na polskie wokale. Czym te współprace różnią się od siebie i które dają ci większą radość z całego tworzenia?
G: Niewiele się to różni tak naprawdę, bo akurat tak się składa, że ja pracuję z nimi, niezależnie skąd pochodzą. Pracuję z fajnymi, profesjonalnymi ludźmi. Jeżeli chodzi o braci Golec, to właśnie na sylwestrze ponad rok temu rozmawialiśmy o wspólnym utworze. Nawet tam były już śpiewy i tam były nagrywania dema na telefonie i tak powstało „Górą Ty” i mogę też powiedzieć, że nie tylko jeden utwór na przestrzeni tego ponad roku powstał, niedługo pojawi się kolejny utwór. Bracia Golec to są przede wszystkim cudowni ludzie, którzy nawet muchy by nie skrzywdzili. To jest cudowna rodzina, taka naprawdę polska piękna rodzina z pięknymi wartościami, a do tego to są piekielnie zdolni muzycy. W styczniu mają właściwie tylko trzy dni wolnego, cały czas grają, kolędują, bawią się.
KK: I to chyba na całym świecie.
G: Tak, to jest cudowne i niesamowite. Z Edytą Górniak poznaliśmy się jakiś czas temu. Natomiast to tez jest zupełnie inna praca, bo Edyta jest bardzo wrażliwa i to trzeba pamiętać na każdym kroku. Z drugiej strony jest to bardzo, bardzo profesjonalna osoba. Pracowała ze mną w studio ponad 20 godzin ciągle. Wydawało mi się, że to może wytrzymać jakiś tytan. Edyta to wytrzymała. Jest nauczona takiej starej pracy w studio i chciałbym, żeby wszyscy młodzi wokaliści do tego tak podchodzili, żeby tak szanowali pracę, żeby byli tak profesjonalni, jak Edyta. To jest coraz mniej spotykane. Myślę, że Edyta jest bardzo profesjonalnym tytanem pracy. Obydwie te kolaboracje wspominam bardzo dobrze i myślę, że to nie wszystko.
KB: Okej, wspomniałeś o młodych. Trochę na nich ponarzekałeś. To teraz powiedzmy coś dobrego o młodym pokoleniu. Byłeś kierownikiem muzycznym ostatniego konkursu Eurowizji dla dzieciaków. Jak w ogóle oceniasz ubiegłoroczną edycję? Jakie szanse są na to, że zrobimy to znowu w Polsce?
G: Chciałbym, żebyśmy zrobili to znowu w Polsce, ale to nie ode mnie zależy. To zależy nawet nie wiem, czy w ogóle od samej Polski. Tę decyzję podejmie władza Eurowizji na świecie. Ja wspominam tę pracę jako kawał ciężkiej roboty, ale nie tylko mojej, bo myślę, że na arenie było około 200 osób - każda za coś odpowiadała. Osobiście byłem w tym gronie może węższym, gdzie właściwie odpowiadałem za całą oprawę muzyczną. Pracę zacząłem 2 miesiące przed Eurowizją od udźwiękowień filmików, filmów, Share the Joy, czyli utworu głównego, ale tez mnóstwo innych z mojej strony aktywności jak na przykład muzyka do tańca Idy, muzyka do wszystkich wizytówek. Na przestrzeni miesięcy właściwie codziennie gdzieś w nocy siadałem i cos sobie dorabiałem. Codziennie czytałem maile, codziennie pytałem, czy to w Polsce, czy to w Szwecji, czy w Szwajcarii co o tym myślą itd. To było bardzo kreatywne i kiedy wszedłem pierwszy raz na arenę, chyba 2 tygodnie przed rozpoczęciem finału Eurowizji i zobaczyłem ogromną scenę i zobaczyłem, że to robimy w Polsce, to miałem łzy w oczach, bo naprawdę cała ta Eurowizja zrobiona została polskimi rękami.
KB: To jest coś nowego?
G: Zazwyczaj to trochę inaczej wyglądało. To siedziba główna Eurowizji ze swoim sprzętem przyjeżdżała i oni to robili. Natomiast w Polsce zrobiliśmy to wszyscy sami od początku. Oczywiście pod jakimś nadzorem szefostwa Eurowizji, ale staraliśmy się to zrobić wszyscy po prostu sami. Niesamowite jest to, że każdy dawał naprawdę wszystko. Każda osoba, czy to była przed, czy za kamerą, od sceny, od światła, czy od dźwięku, wszyscy włożyli w to najcenniejsze co mieli, czyli serce. Ludzie tam byli dzień i noc – mogłem to obserwować. Nikt nie krzywił się, nikomu się nie wydawało, że trzeba tam ciężko pracować. Oczywiście dla ludzi to był 3-godzinny program w telewizji, ale ja jestem dumny i szczęśliwy, że mogłem przy tym pracować. Mogłem zobaczyć pracę na takim poziomie, z tak fantastycznymi ludźmi w Polsce. Mogłem się dużo nauczyć i mam nadzieję, że jeszcze trochę przy takich projektach popracuję.
KB: Dobra, a Szwedzi byli zadowoleni? Byli zaskoczeni efektami?
G: Tak, ludzie, którzy przyjechali zza granicy, byli zaskoczeni właściwie, mogę powiedzieć śmiało, wszystkim.
KK: … że nie biegamy tu z maczetami, z maczugami…
G: Zobaczyli ogrom kamer, ogrom tego widowiska i naprawdę też byłem dumny, że mogłem przy tym być. Widziałem wśród ludzi zaskoczenie, takie zaciekawienie jak to zrobiliśmy. Jako ciekawostkę mogę powiedzieć, że tylko raz wyjechałem wieczorem z areny. Wyjechałem i byłem powiedzmy ze 100 kilometrów od areny, bo musiałem coś załatwić i właśnie wtedy chyba najbardziej ktoś mnie potrzebował i musiałem zawrócić. Mogę też powiedzieć, że kiedy ludzie śpią przed Eurowizją, nikt o tym nie myśli, telewizory są powyłączane, to na przykład o 3 nad ranem są jakieś tam próby światła, czy dźwięku, więc to jest taka praca, o której nikt w sumie nie mówi, a są ludzie, którzy po prostu to robią. O nich trzeba pamiętać i bardzo serdecznie wszystkich moich kolegów pozdrawiam.
KB: Trochę współczuję dzieciakom, powiem ci…
G: Nie, nie. Dzieciaki śpią i przychodzą w ciągu dnia na próby. Cała ta techniczna strona ma tak, że czasem te próby odbywają się w nocy.
KK: Dzieciaki śpią przed dobranocką.
G: Jeszcze powiem, że dzieciaki z całego świata przyjechały do nas i ja miałem zbudowane studio w hotelu i z nimi tam pracowałem. To naprawdę przyjechały dzieciaki takie zfokusowane na dobrą zabawę, na wykonanie swojego zadania. Powiem szczerze, że w ogóle nie dało się odczuć, że oni ze sobą jakoś rywalizują. Niestety, ja bardzo nad tym ubolewam, że nie mogli tego wszyscy wygrać, ale to dorośli ludzie najbardziej ich wciskają i wkręcają to, że oni muszą wygrać. Oni też ich trochę przebierają czasami, bo te dzieci wyszłyby inaczej ubrane oczywiście. Ja tak sobie patrzyłem na to z boku i pomyślałem, że mam trochę z tym problem, bo to są naprawdę dzieci i często niektórzy o tym zapominają. Mówi się im, że muszą rywalizować z innymi dziećmi. I z tym mam problem, jeśli chodzi o Eurowizję dziecięcą i dlatego na każdym kroku mówię im, że tu nie chodzi o żadną rywalizację, a o to, że mogą wyjść i po prostu zaśpiewać to, co chcą. Cieszę się, że ten mój utwór główny Share the Joy zaśpiewały wszystkie dzieci, bo to było właśnie takie ładne i mnie to rozczuliło, że one wszystkie mogły wziąć się za ręce i po prostu zaśpiewać i nie rywalizować. Ale się rozgadałem, przepraszam…
KK: No bardzo dobrze! Już nawet wyprzedziłeś nasze pytania, bo właśnie chcieliśmy zapytać, jak się z dzieciakami pracowało. Czy już w dzieciach widać ten dryg to bycia artystą? Zauważyłeś to?
KB: I to mówi młody tata, też podkreślamy!
G: Tak. To jest tak, że zależy jaka przyjechała delegacja, z jakiego kraju. Nie chcę mówić konkretnie która, ale przyjechała pewna delegacja składająca się z trzech osób plus wokalista, który wyjdzie na scenę. Przyjechały też takie, które miały znacznie więcej osób…
KK: Ale stylistów, fryzjerów itd.?
G: Tak, tak, tak.
KB: Profesjonalni od 10 roku życia, moja droga.
G: No, tak jest i widać podejście danego kraju, danej delegacji do Eurowizji i do zwycięstwa. Dlatego mówię, że dzieci często inaczej by do tego podchodziły. Natomiast dorośli ludzie ich trochę popychają do takiej dorosłości, ale nie wiem, czy to jest konieczne. Ja to od razu mogłem zaobserwować, ale nie chcę mówić, które to delegacje.
KK: Ale mamy smaczki!
KB: Mamy smaczki. Dobra, to jest na pewno jedno wielkie muzyczne wydarzenie i na pewno coś, co zapamiętasz przez ładne parę lat, jak nie coś, co będziesz opowiadał wnukom! Tak mi się wydaje… Jakie muzyczne marzenie przeskoczyłeś na swojej liście? Będziemy zmierzać tak powoli do podsumowania.
G: Na przykład nigdy nie marzyłem, że będę robił oprawę muzyczną i zostanę dyrektorem muzycznym Eurowizji, a to cudowna historia. Biorę to, co życie mi da, a nie mam jakichś wygórowanych oczekiwań. Przede wszystkim całe życie chciałem być szczęśliwy, zdrowy i żeby moja rodzina była zdrowa i szczęśliwa. O to tylko mi w życiu chodzi. Takie zawodowe rzeczy są tylko dodatkiem do tego, że jesteśmy tu na ziemi.
KK: To powinna być już puenta… To teraz na szybko plany i postanowienia na 2020 rok. Coś zacząłeś mówić, że to nie jest koniec współpracy z Edytą Górniak i z Golcami.
G: Z Edytą trochę materiału powstało w studio. Kiedy to się pojawi i jak to będzie wyglądało – tego nie wiem. Wiem na pewno, że jest zmontowany klip do utworu z braćmi Golec. Właściwie to taka kontynuacja do „Górą Ty”.
KK: Czuję, że za chwilę cię zobaczymy z takim niskim kucykiem i dołączysz do Golec Orkiestry.
G: Nie, nie, nie. Ja nawet nie będę w teledysku ze względu na jakieś tam inne obowiązki. Niedługo też pojawi się mój nowy singiel. Pojawi się też trochę dziwnych i zaskakujących kolaboracji. Właśnie one teraz się kończą, nagrywają, gdzieś jest robiony master, jakiś teledysk, więc nie marnuję i cały czas pracuję. Tak naprawdę najwięcej czasu chciałbym spędzić z moim synem Franciszkiem i z moją żoną, bo to największe hity, jakie w ogóle mam, z których jestem najbardziej dumny i chciałbym się nimi otaczać cały czas.
KB: To stoi trochę w sprzeczności, chyba że będziesz zabierać ich i na imprezy i na wszystkie próby i oczywiście tego ci życzymy w tym roku.
G: Wylatuję do Barcelony i oczywiście ich zabieram.
KB: No to rewelacja!
KK: Ale odpoczywać, nie pracować?
G: Trochę połączenia wszystkich rzeczy. Zabieram Franciszka, bo zaczął już jeść to, co my. Zabieram go na paelle i będzie poznawał Barcelonę. Franciszek - mam nadzieję, że żona mnie nie zabije - już był w Barcelonie. Co prawda w brzuchu, ale był.
KK: Czyli to jego debiut taki fizyczny w Barcelonie?
G: Nie, był też poza brzuchem. Już będzie trzeci raz. Ma rok i dwa miesiące.
KK: Czyli więcej razy niż my był w Barcelonie. Ty ile razy byłeś Konrad?
KB: Nie powinienem zdradzać.
G: Zabieram go gdzie tylko się da.
KK: No to super jesteś tatą!
KB: Rewelacja! Gromee, dzięki bardzo.
G: Bardzo gorąco was pozdrawiam. Pozdrawiam wszystkich słuchaczy RMF MAXXX i do zobaczenia, do usłyszenia!
Karolina Kowalska i Konrad Bogusz zapraszają na SHOWMAXXX już w najbliższą sobotę o godzinie 13:00!
Zobacz także: