W czwartek krótko po godz. 8:00 katowickie służby ratunkowe zostały postawione na równe nogi. Ktoś zadzwonił bowiem na numer alarmowy z informacją o ładunku wybuchowym, który miał zostać rzekomo podłożony na dworcu kolejowym w Katowicach. Z tego powodu konieczna była ewakuacja stacji i wstrzymanie ruchu pociągów. Alarm na szczęście okazał się fałszywy, a policja ustaliła już, kto za niego odpowiada.
Około dwóch i pół godziny trwały czynności na katowickim dworcu. Po dokładnym sprawdzeniu okazało się, że alarm był fałszywy. Niemal równocześnie funkcjonariusze zatrzymali 20-latka, który zadzwonił pod numer alarmowy 112
– przekazała PAP kom. Agnieszka Żyłka, rzeczniczka katowickiej policji.
Młody mieszkaniec Torunia, który przebywał czasowo na terenie Katowic, przyznał się do winy. Na ten moment nie wiadomo, co było motywem jego działań. Policjanci zabezpieczyli telefon 20-latka i będą teraz wyjaśniać, dlaczego wszczął alarm.
Prawo jest w tej kwestii nieubłagane
W kodeksie karnym jasno zaznaczono, że alarmowanie o nieistniejącym ładunku wybuchowym, który zagraża życiu lub zdrowiu wielu osób oraz mieniu o znacznych rozmiarach, grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności. Działania takie wywołują reakcję służb, narażając je na niepotrzebny wysiłek i stwarzając zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego.
Na miejscu zdarzenia pracowali funkcjonariusze z grupy rozpoznania minersko-pirotechnicznego oraz przewodnicy z psami wyszkolonymi do wyszukiwania materiałów wybuchowych. Dworzec został ewakuowany, a ruch pociągów wstrzymany na ponad dwie godziny, co spowodowało znaczne utrudnienia dla podróżnych.
Źródło: RMF MAXX/PAP