Film, opowiadający dziesięć przeplatających się historii miłosnych rozgrywających się w okresie przedświątecznym, stał się synonimem świątecznego kina. Bohaterowie, których losy splatają się w nieoczekiwany sposób, szukają miłości, tracą ją, odnajdują i przeżywają jej rozmaite oblicza. Ta złożona konstrukcja narracyjna, choć ostatecznie okazała się kluczem do serc widzów, początkowo była źródłem niepokoju dla twórców.
Richard Curtis — reżyser w obliczu wyzwania
Richard Curtis, reżyser i scenarzysta filmu, w niedawnym wywiadzie dla portalu IndieWire, podzielił się swoimi refleksjami na temat pracy nad projektem. „Kiedy skończyliśmy pracę nad 'To właśnie miłość', była to katastrofa” - wyznał Curtis. Jego obawy dotyczyły przede wszystkim złożoności narracji. Istniało realne ryzyko, że widzowie nie będą w stanie zaangażować się emocjonalnie w żadną z filmowych historii, co mogłoby skutkować odrzuceniem filmu jako całości.
Droga przez mękę do sukcesu
Kluczem do ostatecznego sukcesu „To właśnie miłość” okazało się sześć miesięcy intensywnego montażu. Ten mozolny proces pozwolił nadać filmowi ostateczny kształt, który przemówił do serc widzów na całym świecie. Curtis przyznaje, że praca nad filmem była dla niego prawdziwą lekcją pokory i zrozumienia mechanizmów kinematografii. Mimo świetnie przyjętych prób czytanych i początkowego entuzjazmu reżyser szybko zdał sobie sprawę, że droga do sukcesu będzie wyboista.
Historia produkcji „To właśnie miłość” stanowi cenną lekcję dla całej branży filmowej. Pokazuje, że nawet najbardziej zawiłe i skomplikowane projekty mogą przekształcić się w dzieła, które zostaną zapamiętane na lata. Ważne jest, aby nie poddawać się na etapie pierwszych trudności i wierzyć w potencjał tkwiący w opowiadanych historiach. „To właśnie miłość” udowadnia, że z pozoru chaotyczna konstrukcja narracyjna może stać się kluczem do nieoczekiwanego sukcesu.
źródło: RMF MAXX/PAP