Wibratory firmy Lovense sterowane są aplikacją z telefonu. Tak by partnerzy mogli nawzajem kontrolować gadżet. Użytkownicy zuważyli, że w ich telefonach znajduje się bardzo dziwny plik o nazwie "tempSoundPlay.3gp". Okazało się, że pod tą nazwą ukrywał się zapis audio, z ostatnich minut korzystania z wibratora. W żadnym wypadku nikt wcześniej nie pytał o zgodę ani nie wyrażał zgody na nagrywanie i archiwizowanie zapisu audio.
Oburzeni użytkownicy poprosili producenta o wyjaśnienie. Po niedługim czasie w sieci pojawiło się sprostowanie. Producent przyznał, że niestety "uniesienia" były nagrywane i archiwizowane, ale wynikało to z drobnego błędu software'u. W swoim oświadczeniu napisali:
"Zapewniamy, że żadne informacje albo dane nie są przesyłane do naszej firmy" – czytamy w oświadczeniu. "Plik pamięci podręcznej zostaje na telefonie, zamiast zostać automatycznie skasowanym po zakończeniu sesji. Podczas kolejnej sesji nie powstaje nowy plik, ale zastępuje pierwszy. Nasi programiści potwierdzili, że taki błąd pojawił się w przypadku Androida, teraz prowadzimy analogiczne test na iOS. Pracujemy również nad aktualizacją, która będzie dostępna od 10 grudnia, dzięki której plik pamięci będzie automatycznie usuwany w momencie, gdy użytkownik przestanie korzystać z funkcji dźwiękowej" – zapewnia producent wibratorów.
Niestety w tak drażliwej kwestii jaką jest dyskrecja firma zanotowała srogiego minusa, co może ją przekreślić na długi czas na rynku.