hity na MAXXa
hity na MAXXa

Wielu kierowców nadal robi tak ze swoim samochodem. Grozi za to nawet 8 lat więzienia

Niektóre pojazdy są w tak złym stanie, że nie powinny pojawiać się na drogach. Niestety, wciąż często spotykane są "lewe" pieczątki w dowodach rejestracyjnych, które są potwierdzeniem badania technicznego. Niewielu kierowców, którzy praktykują fałszowanie przeglądu, zdaje sobie sprawę z tego, że grozi za to nawet 8 lat pozbawienia wolności. Zresztą nie tylko im.

"Lewa" pieczątka w dowodzie i surowe konsekwencje

Choć coraz rzadziej spotykamy się z tym zjawiskiem, to nadal jesteśmy świadkami jego skutków, czasami niestety tragicznych. Na drogach możemy bowiem spotkać pojazdy, które już na pierwszy rzut oka powinny znaleźć się raczej na złomowisku. Dlaczego więc widzimy je na ulicach? Wszystko za sprawą "lewych" pieczątek w dowodach rejestracyjnych. Niektórzy diagności – często z korzyścią dla siebie poprzez wzięcie łapówki – podbijają dokument bez przeprowadzenia badania. Dzięki temu samochód uzyskuje ważne badania techniczne i jest dopuszczony do ruchu. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że za tego typu zachowanie grożą surowe konsekwencje prawne.

31 sierpnia 2020 r. na drodze nr 92, łączącej Kutno i Poznań, doszło do tragicznego wypadku. Osobowy Mercedes wpadł pod ciężarówkę. Zginęła 19-latka kierująca samochodem oraz jej dwa lata starszy kolega. Wypadek przeżył 10-latek, który doznał poważnych obrażeń. Prokuratura ustaliła niedawno, że usterki, które wykryto w samochodzie po wypadku, wykluczały go z przejścia badania technicznego, a więc poruszania się po drogach. Ustalono, że pojazd na 7 dni przed wypadkiem do ruchu dopuścił diagnosta z Kutna. Prokuratura skierowała jego sprawę do sądu. Jeśli śledczy udowodnią mu przestępstwo, grozi mu od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. Na dodatek stracił już uprawnienia do wykonywania zawodu.

Fałszywa pieczątka oznacza prawdziwe zarzuty

Choć za fałszywy przegląd karę ponosi głównie diagnosta, który poświadczył nieprawdę, to podobnych konsekwencji może spodziewać się także kierowca, który się sfałszowanym dokumentem posłuży. Potwierdza to historia toruńskiego kierowcy, który na początku 2020 roku został skontrolowany przez drogówkę. Jego pojazd miał przyciemnione przednie boczne szyby, czego zakazują przepisy. Na dodatek wyszło na jaw, że opel astra, którym się poruszał, nie miał ważnych badań technicznych. Policjanci nie mieli innego wyboru, jak zatrzymać dowód rejestracyjny pojazdu. Kierowca nie dał za wygraną i postanowił odzyskać dokument.

Zamiast zastosować się do zaleceń mundurowych, kierujący postanowił zapłacić diagnoście za wystawienie pieczątki, a następnie udał się z zaświadczeniem o pozytywnym wyniku badania technicznego na komisariat policji. Chciał, aby funkcjonariusze usunęli mu wirtualny wpis o zatrzymaniu dowodu rejestracyjnego. Czekała go jednak niemiła niespodzianka. Badanie techniczne wzbudziło wątpliwości policjantów, którzy postanowili zweryfikować swoje podejrzenia. I słusznie, bowiem astra nadal miała przyciemnione szyby. Tym razem sprawa nie skończyła się dla 38-latka na odmowie przywrócenia dokumentu, a na... postawieniu zarzutów.

Nawet 8 lat więzienia za "lewy" przegląd

Mundurowi przedstawili kierowcy zarzut podżegania diagnosty do fałszerstwa oraz przedłożenia policji sfałszowanego dokumentu. Zgodnie z polskim prawem osobie, która podżega do popełnienia przestępstwa, grozi taka sama kara, jak za przestępstwo, o które chodzi. A zgodnie z artykułem 271. Kodeksu karnego kierowca może ponieść karę od 6 miesięcy do nawet 8 lat więzienia. Konsekwencje podbicia "lewego" przeglądu nie ominęły także diagnosty, któremu grozi podobna kara.

§ 1. Funkcjonariusz publiczny lub inna osoba uprawniona do wystawienia dokumentu, która poświadcza w nim nieprawdę co do okoliczności mającej znaczenie prawne, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
[...]
§  3. Jeżeli sprawca dopuszcza się czynu określonego w § 1 w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8

– mówi artykuł 271. Kodeksu karnego.

Dlatego apelujemy, aby lepiej stosować się do przepisów, dbać o stan techniczny samochodu i ważność jego badań.

Wydał 18 tysięcy złotych na egzamin na prawo jazdy. Nie udało mu się zdać
Pewien kursant z powiatu sandomierskiego najprawdopodobniej miał sporo kłopotów z uzyskaniem dokumentu. Dlatego postanowił, że zapłaci 18 tys. zł za pozytywny wynik egzaminu na prawo jazdy. Zapewne "zdałby"...

Oceń ten artykuł 0 0