Zofia Zborowska i Martyna Wojciechowska w wywiadzie
Zofia Zborowska należy do grona gwiazd, które wykorzystują media społecznościowe w rozmaity sposób. Aktorka znana m.in. z serialu: „Barwy szczęścia”, a także z głośnego filmu Patryka Vegi: „Miłość, seks, pandemia” zgromadziła na Instagramie blisko pół miliona obserwatorów. To właśnie tam 34-latka dzieli się z innymi swoją codziennością, nierzadko poruszając również ważne tematy. Żona Andrzeja Wrony i mama kilkumiesięcznej Nadziei swoimi postami dała innym wiarę w to, że będzie dobrze. Niestety, świat show-biznesu ma również swoją „ciemniejszą stronę”, a aktorka często jest narażona na różne nieprzyjemności. Między innymi właśnie o tym Zofia Zborowska-Wrona opowiedziała podczas wywiadu z Martyną Wojciechowską. Panie poruszyły bardzo ważną kwestię samoakceptacji, a także sytuacji, w których opinia publiczna mogła zobaczyć je w niekorzystnych wydaniach. Tak właśnie było m.in. w przypadku fotografii powstałych podczas spaceru Zofii Zborowskiej i Aleksandry Domańskiej. Obie panie, będąc w ciąży, zostały sfotografowane w momencie spożywania posiłku.
Podczas rozmowy z podróżniczką żona siatkarza przyznała, że był to dla niej bardzo trudny czas:
Dostawałam później wiadomości typu: „dlaczego ja o siebie nie dbam?”, „jak w ogóle mogę się tak pokazywać?”, że pewnie mąż nie może na mnie patrzeć. I to od innych kobiet (…). Powiem to, chociaż wiem, że będą nagłówki. Ja wtedy miałam czerniaka, gdy byłam w ciąży. Przechodziłam przez bardzo, bardzo trudny czas i ostatnią rzeczą o jakiej myślałam, było to jak wyglądam. Chciałam iść na zapiekankę, to poszłam na zapiekankę (…).
Zofia Zborowska-Wrona szczerze o ciąży i chorobie
Zofia Zborowska-Wrona przytoczyła również inną sytuację związaną z tamtym okresem. Nie ukrywała także, że towarzyszyło jej wiele emocji:
(…) Chodzenie po onkologii, gdzie podchodzą do ciebie ludzie i mówią do ciebie: Czy pani z „Barw szczęścia”? I chcą zrobić sobie z tobą zdjęcie. Nie mówiłam o tym nigdzie, bo nie chciałam kolejnych nagłówków. Mało osób o tym wiedziało. Ale może to dobry moment, aby o tym powiedzieć, bo zbliża się lato i ta ochrona skóry jest ważna (…). Na szczęście wszystko skończyło się dobrze – miałam to wycięte (…). Płakałam. Ja byłam wtedy w bardzo, bardzo trudnym momencie… Nigdy nie wiesz, jaka jest historia tej drugiej osoby: tej nieuczesanej, zmęczonej.
Mama Nadziei dodała, że doskonale zdaje sobie sprawę z siły Internetu. Postanowiła więc podzielić się swoim trudnymi doświadczeniami – chorobą i poronieniem pierwszej ciąży – by przestrzec i pomóc innym:
Z jednej strony masz te media społecznościowe, masz ogromne zasięgi i ważne jest, żeby mówić o takich rzeczach. Bo roniąc pierwszą ciążę, odkrywasz, że poronienie to jest taki temat tabu. Chcesz robić dobrze, chcesz mówić o tematach tabu, chcesz swoją historią przestrzec tysiące innych kobiet. Ja po roku dowiedziałam się, dlaczego poroniłam pierwszą ciążę. Okazało się, że to choroba, którą mam – trombofilia i zespół antyfosfolipidowy. Generalnie bez zastrzyków rozrzedzających krew szanse, żeby donosić ciążę, wynoszą 30%. A jeżeli jesteś prowadzona przez dobrego lekarza i masz te zastrzyki, to są ogromne szanse: ja jestem tego przykładem. Tylko że w Polsce robi się na to badania dopiero po trzecim czy czwartym poronieniu. Więc jeżeli mogę o tym powiedzieć głośno (…), jeśli dzięki mnie chociaż jednej dziewczynie uda się uniknąć poronienia, to ja już wiem, że było warto. Tak samo teraz z czerniakiem – trzeba się badać i trzeba się chronić przed tym słońcem.
Całej rodzinie pani Zofii życzymy dużo zdrowia!
Autor: Sabina Obajtek