Aleksander Sikora – debiut telewizyjny
Aleksander Sikora obecnie należy do najbardziej rozpoznawalnych prezenterów telewizyjnych. W 2019 roku został gospodarzem „Pytania na śniadanie”, szybko podbijając serca widzów. Na początku roku pożegnał się z tą funkcją. 33-latek niedawno zdecydował się udzielić wywiadu portalowi Party, w którym poruszono między innymi kwestię jego życia zawodowego. Wyznał, że pierwszy raz w telewizji wystąpił, mając zaledwie 10 lat. Pełnił wtedy rolę statysty.
Pierwszy raz na szklanym ekranie zobaczyłem się w roku 2000. To był taki program realizowany przez Telewizję Polską, przez oddział regionalny w Krakowie, bo pochodzę z Krakowa. Pamiętam, że byłem zaproszony do takiej produkcji telewizyjnej, która nazywała się „Kraków pełen nutek”. I to był mój absolutny debiut przed kamerą na małym ekranie. To był jakiś program świąteczny. Ja tam ani nie śpiewałem, ani nie tańczyłem. Po prostu musiałem być w takiej karocy z drewnianym koniem i byłem tłem do występu dziewczynki, która śpiewała jakąś piosenkę o szkolnej miłości. I to był mój debiut - wspominał.
Aleksander Sikora o początkach kariery w telewizji
Jego prawdziwa kariera telewizyjna rozpoczęła się w 2011 roku, kiedy stacja Viva Polska zaproponowała mu staż, podczas którego miał sprawdzić swoje umiejętności.
Ale teraz tak zupełnie poważnie mówiąc o debiucie telewizyjnym, to ten nastąpił w roku 2011, kiedy to nie wygrałem castingu do nieistniejącej już dzisiaj stacji Viva Polska, ale po prostu po czasie produkcja odezwała się do mnie i zaprosiła mnie na tak zwaną akcję „Lato”. To były takie letnie, a później też zimowe wyjazdy. (…) I to był taki test sprawnościowy. Na trzy miesiące zaproponowano mi staż prezenterski w tejże stacji i musiałem się sprawdzić.
Jak dodał, sam był zaskoczony, jak bardzo jego kariera telewizyjna nabrała tempa. Swój debiut ocenia jednak źle. Nie był zadowolony z tego, jak wypadł.
I jak się okazało, sprawdziłem się i nigdy bym nie przypuszczał, że od roku 2011 ta droga, czasem kręta i wyboista, będzie cały czas prowadzić mnie na szczyt takich moich zawodowych marzeń.(…) Jak ja zobaczyłem te pierwsze urywki ze mną, to naprawdę złapałem się za głowę. Oczywiście nie widziałem tego na etapie postprodukcji, na etapie montażu, tylko po prostu jak widz włączyłem sobie telewizję post factum, żeby zobaczyć jak wypadłem. No i moim zdaniem było to bardzo słabe. Po pierwsze wydawało mi się, że nie jestem w stanie sklecić mądrego zdania, a po drugie nie miałem obycia z kamerą, bo naprawdę rzucono mnie na głęboką wodę.
Wyjaśnił też, że spotkał na swojej drodze odpowiednich ludzi, którzy dali mu szansę. Dzięki nim znalazł się w tym miejscu, w którym jest obecnie.
Ale był ktoś - ja dzisiaj nazywam tych ludzi aniołami, stróżami mojego życia zawodowego, chociaż nie chciałbym, żeby to miało jakiś taki wymiar i wydźwięk religijny - natomiast pojawiło się w moim życiu kilka takich osób, które po prostu dały mi szansę, które uwierzyły we mnie i to doprowadziło mnie do momentu, w którym jestem obecnie. Mam za sobą niezły warsztat. I właśnie reasumując debiut był bardzo trudny. Musiałem jakoś to przełknąć. Ale później zacząłem się rozkręcać – mówił.