"Ludzie zostają naprawdę docenieni dopiero po śmierci"
Ogromne poświęcenie i niesamowite umiejętności Adama Bieleckiego i Denisa Urubko już po zakończeniu akcji ratunkowej na Nanga Parbat spotkały się z ogromnym uznaniem zarówno w środowisku, jak i w społeczeństwie. Do tej pory tak naprawdę trudno było sobie wyobrazić, w jakich warunkach polscy ratownicy musieli walczyć o dotarcie do Elisabeth Revol. Porywisty wiatr, niezwykle trudny teren, niemal pionowe ściany do pokonania, które zespół ratowników przebył do tego w rekordowo szybkim tempie - do ostatniej chwili wszyscy wierzyliśmy, że akcja zakończy się sukcesem. Niestety, góry chciały inaczej.
Wydarzenia z ubiegłego roku skomentował ostatnio na swoim profilu Adam Bielecki:
Dokładnie rok temu siedzieliśmy w bazie pod K2 i niecierpliwie czekaliśmy na helikoptery, które miały nas zabrać pod Nangę. Wtedy wciąż jeszcze płonęła w nas nadzieja, że uda się uratować zarówno Tomka, jak i Eli. Niestety, nie daliśmy rady. To smutne, że często ludzie zostają naprawdę docenieni dopiero po śmierci i znaczące, że ci, którzy podśmiewywali się z Tomka - dzisiaj wypowiadają się o nim w zupełnie innym tonie. Lekcja, którą dał nam Tomek mówi, że nie ma rzeczy niemożliwych, a marzenia są po to, żeby je spełniać, trzeba tylko wytrwale robić swoje i nie słuchać podszeptów "życzliwych", którzy mówią, że się nie da. Tomku, będę o Tobie pamiętał
Poniższe zdjęcie zrobiłem Tomkowi w jego naturalnym środowisku - zimą na Nanga Parbat - napisał na swoim profilu Adam Bielecki.
"Mackiewicz był objawieniem, powrotem do czystych intencji, czystego alpinizmu. Zginął człowiek nieskazitelny w swojej relacji z górą. Wyczuwałem w nim pokrewną duszę i doskonale rozumiałem. Prawdziwy artysta, być może jedyny w całym polskim wspinaniu. To, czego dokonali z Revol jest jednym ze znakomitszych osiągnięć w historii himalaizmu. Kobieta z mężczyzną realizują niebywałą wspinaczkową podróż, przy której inne wielko-wyprawowe usiłowania rażą nieporadnością i wyrachowaniem” - wspomina Wojtek Kurtyka.
Tomek "Czapkins" Mackiewicz
W wieku 43 lat Tomasz Mackiewicz po raz siódmy próbował zdobyć szczyt Nanga Parbat zimą. Według informacji przekazanych przez Elisabeth Revol – w końcu mu się to udało. Później jednak rozegrał się dramat, a na ratunek parze himalaistów ruszył zespół polskich ratowników. Ci dotarli do Eli, niestety na ratunek dla Tomka uwięzionego ponad kilometr wyżej nie było już szans. Według informacji przekazanych przez partnera Elisabeth Revol, Ludovica Giambiasiego, gdy himalaistka opuszczała Mackiewicza, by spróbować zejść z Nanga Parbat, Polak był w stanie agonalnym. Miał liczne odmrożenia i zapadł na ślepotę śnieżną.
Jak czytamy we wspomnieniach, miłość do gór zakiełkowała w sercu Tomasza Mackiewicza w 2004 roku, kiedy wraz z Markiem Klonowskim postanowili, że pojadą na Mount Logan – czyli najwyższy szczyt Kanady. Na początku wszyscy uważali go za nieszkodliwego wariata. Ale w 2008 roku otrzymał prestiżową nagrodę Kolosa za wspięcie się na Mount Logan. Uzasadnienie brzmiało następująco: „Nagrodę przyznano za wyczerpujący trawers Mount Logan, najwyższego szczytu Kanady, dokonany w pionierskim stylu podczas 40-dniowej podróży przez największe lodowce Alaski i Jukonu”.
Mackiewicz nie przestawał marzyć. Od kilku lat jego największym i wciąż niezrealizowanym marzeniem było zdobycie zimą szczytu Nanga Parbat w Himalajach. „Zacząłem się zastanawiać, jak to jest, że ludzie już po księżycu chodzą, a nie mogą wejść zimą na Nangę i K2. Nie pojmowałem tego. Gdy idziesz na K2, do samej bazy musisz zapieprzać przez dwa tygodnie i to wszystko kosztuje, a tutaj jest dużo bliżej. Dlatego Nanga” – opowiadał.
Góra, która o tej porze roku wydaje się być niedostępna dla ludzi, została po raz pierwszy zdobyta zimą dopiero w 2016 roku. Mackiewicz, który wcześniej próbował wspiąć się na szczyt Nanga Parbat sześciokrotnie, chciał powtórzyć ten wyczyn. Po raz pierwszy na przełomie 2010 i 2011 roku udało mu się osiągnąć wysokość 5100 metrów, rok później doszedł do 5500 metrów, później samotnie dotarł na wysokość 7400 metrów. W styczniu 2018 roku podjął siódmą próbę. Towarzyszyła mu francuska himalaistka Elisabeth Revol. I w końcu udało się zdobyć wymarzony szczyt.
Akcja ratunkowa na Nanga Parbat: RAPORT
Po brawurowej akcji ratunkowej na stronie Polskiego Himalaizmu Zimowego pojawił się szczegółowy raport opisujący działania himalaistów. Ich niezwykły wyczyn obserwował wówczas cały świat. Przypomnijmy sobie te wydarzenia sprzed roku:
"W dniu 27.01.2018 roku około godziny 13:30 z bazy pod K2 w Pakistanie, dwoma śmigłowcami EC350, został podebrany Zespół Ratunkowy w składzie Jarosław Botor (kierownik zespołu) Denis Urubko, Adam Bielecki, Piotr Tomala. Zabrano również niezbędny ekwipunek, odpowiednio dobrany z uwzględnieniem różnych wariantów rozwoju akcji ratunkowej na Nanga Parbat /sprzęt biwakowy, 8 butli tlenowych, rozbudowany sprzęt medyczny, worek Gamova, wyżywienie i gaz na cztery dni dla sześciu osób, sprzęt wspinaczkowy.
Ratownicy zostali przetransportowani do Skardu z międzylądowaniem w bazie wojskowej w Payu na tankowanie.
W Payu podjęto rozmowy z pilotami o możliwości wykonania lotu poszukiwawczego Elizabeth Revol i Tomasza Mackiewicza w okolicy obozu trzeciego na Nandze Parbat /ok. 6500 m.n.p.m./ w celu podebrania poszukiwanych za pomocą technik linowych.
Wstępnie piloci wyrażają chęć i zgodę a w Skardu technicy do jednego ze śmigłowców montują atestowany zaczep linowy. Około 15:40 Zespół w pełnym wyposażeniu wspinaczkowym /kaski, kombinezony puchowe, osobisty sprzęt wspinaczkowy/ startuje ze Skardu w stronę bazy pod Nanga Parbat z międzylądowaniem w bazie wojskowej na tankowanie.
Po dotarciu ok godziny 17:00 w okolice masywu Nangi Parbat i odnalezieniu z powietrza bazy, podjęto próbę wylądowania w obozie pierwszym na wysokości około 4900 m.n.p.m. i zdesantowaniu Zespołu oraz sprzętu ratunkowego. Po kilku nieudanych próbach wysadzono z każdego ze śmigłowców po jednej osobie z częścią sprzętu w bazie głównej i na cztery podejścia, po około 20 minutach, niezbędny sprzęt i czterech ratowników zdesantowano w obozie pierwszym pod Nangą Parbat.
Śmigłowce odlatują, i nie wracają co jest jednoznaczne z tym, że nie ma możliwości wykonania technik linowych ze względu na późną porę dnia.
Dwóch najlepiej zaaklimatyzowanych alpinistów czyli Denis Urubko i Adam Bielecki wyruszają w ścianę drogą Kinshofera ok 17:30. Startują na lekko z jedną butlą tlenową, dwoma apteczkami, płachtą biwakową, liną połówkową, 50 metrami liny 5mm., kartuszem z gazem, 6-cioma śrubami i wspinaczkowym sprzętem osobistym.
Tymczasem Piotr Tomala i Jarek Botor rozbijają obóz I. Zespoły utrzymują ze sobą stały kontakt radiowy oraz satelitarny z bazą pod K2 oraz Zespołem koordynującym w Polsce /Janusz Majer, Robert Szymczak/.
W godzinach nocnych Zespół w obozie I otrzymuje informacje, że Elizabeth Revol schodzi w stronę obozu drugiego na drodze Kinshofera.
Około godziny 2:00 z 27/28.01, Denis Urubko i Adam Bielecki po pokonaniu 1100 m przewyższenia nawiązuje kontakt głosowy z Poszukiwaną nieco powyżej obozu drugiego na około 6100 m.n.p.m. Ratownicy natychmiast przystąpili do udzielania Revol pomocy, która polegała na zabezpieczeniu w płachcie biwakowej lifesystem, podaniu leków zgodnie z wytycznymi PHZ, podaniu ciepłych płynów. Elizabeth Revol ma odmrożone ręce i lewą stopę.
Następnie opisuje, w odpowiedzi na pytania Adama Bieleckiego stan Tomasza Mackiewicza, którego po zejściu ze szczytu, pozostawiła zabezpieczonego w śpiwór w szczelinie (namiocie?) na wysokości ok 7280 m.n.p.m. jako bardzo ciężki: odmrożone ręce, nogi, twarz, niezorientowany w czasie i przestrzeni, nie było z nim już żadnego kontaktu, ślepota śnieżna, brak możliwości samodzielnego przemieszczania się.
Po tych informacjach i kontakcie radiowym oraz telefonicznym Zespół podejmuje decyzje o odstąpieniu od próby dotarcia do Tomasza Mackiewicza i skoncentrowaniu się na ratowaniu zdrowia i życia Elizabeth Revol. W związku z powyższym Zespół postanowił zabiwakować w obozie II /Orle Gniazdo/ do rana.
Po czterogodzinnym biwaku w bardzo trudnych warunkach atmosferycznych /silny wiatr, temp. -35C/, rozpoczęto etap opuszczania Revol drogą Kinshofera przy ciągłej i bezpośredniej asekuracji, do podstawy ściany ok. 5000 m.n.p.m. Resztę drogi do obozu I pokonała o własnych siłach.
W międzyczasie Zespół wspomagający, w obozie I na bieżąco zdając relacje z sytuacji w ścianie, ustalił z Krzysztofem Wielickim godzinę przybycia śmigłowców ratunkowych na 12:00, zabezpieczył sprzęt i przygotował do szybkiej ewakuacji ratowników i poszkodowanej z obozu I.
Śmigłowce przyleciały ok. 13:00 i podjęły z jedynki Piotra Tomalę i Jarka Botora ze sprzętem i wysadziły w bazie głównej pod Nanga Parbat na wys.4000 m celem odciążenia helikopterów.
Następnie po trzydziestu minutach oczekiwania, ok 13:30 z obozu I zostali podjęci Elizabeth Revol, Denis Urubko i Adam Bielecki. Po ponownym lądowaniu śmigłowców w bazie głównej pod Nanga Parbat, podebraniu Piotra Tomali, Jarka Botora oraz całego sprzętu, śmigłowce Askari Aviation przetransportowały poszkodowaną i ratowników do oddalonej o 20 minut lotu bazy wojskowej gdzie Elizabeth Revol została przekazana zespołowi śmigłowca wojskowego i przetransportowana do szpitala w Islamabadzie.
Zespół ratowników został przetransportowany do Skardu ok godziny 16:00 i blisko po 28 godzinach działania zakończył akcję".