Daniel M. złamał sądowy zakaz i ignorował kwarantannę
Policja zaczęła interesować się M. w kwietniu ubiegłego roku, gdy okazało się, że łamał zasady nałożonej na niego kwarantanny. Policja podawała, że 32-latek wpadł na gorącym uczynku, gdy funkcjonariusze przyszli skontrolować, czy syn gwiazdora disco polo jest w domu. Mundurowi ujawnili, że Daniel M. oddalił się z miejsca zamieszkania, a policjanci mieli zobaczyć go, dopiero gdy „właśnie wbiegał po schodach”.
To nie wszystko, bo M. stwierdził, że „był w odwiedzinach u rodziców i nie ma najmniejszej ochoty stosować się do zasad kwarantanny”. W tym samym czasie dyżurny policji otrzymał informację, że w nocy 32-latek przyjechał samochodem na jedną z białostockich stacji benzynowych, a – na podstawie prawomocnego wyroku – miał orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów. Został rozpoznany przez pracownika stacji, „ponieważ pisały o nim gazety”.
Daniel M. usłyszał wyrok w zawieszeniu
Prokuratura zdecydowała się zatrzymać M. i przedstawić mu zarzuty kilkukrotnego złamania sądowego zakazu kierowania pojazdami. Na pewien czas trafił też do aresztu, bowiem śledczy mieli obawy co do matactwa. We wtorek proces w tej sprawie zakończył się. Daniel M. usłyszał wyrok przed Sądem Rejonowym w Białymstoku. Syn gwiazdora disco polo został skazany na 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na trzy lata, 10 tys. złotych grzywny (sąd zaliczył na poczet tej kary 28 dni aresztu) oraz 6-letni zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych. Wyrok sądu jest prawomocny.
Od wyroku odwołał się jego obrońca, który chciał dla M. łagodniejszej kary, a także krótszego zakazu prowadzenia pojazdów. Adwokat powoływał się m.in. na obecne zatrudnienie oskarżonego oraz jego sytuację rodzinną. Sprawa ponownie trafiła na wokandę Sądu Okręgowego w Białymstoku, który podzielił zdanie sądu pierwszej instancji, że „wyrok jest sprawiedliwy i uczciwy”. Tym samym kara nałożona na Daniela M. została utrzymana i uprawomocniła się.
Kara to sprawiedliwa odpłata za wyrządzone zło. Proporcjonalna do czynu i winy sprawcy
– powiedziała sędzia, Marzanna Chojnowska.
Sędzia odniosła się także wyjaśnień oskarżonego z pierwszej instancji, który stwierdził, że „naruszał zakaz, bo nie był przyzwyczajony do jazdy pociągiem, a do ‘wygodnickiego życia’, bardzo lubił jeździć samochodem i nie mógł pogodzić się z utratą prawa jazdy”. Przyznała również, że będzie musiał przyzwyczaić się do korzystania z transportu publicznego przez najbliższe 6 lat:
I być może pan będzie musiał przyzwyczaić się do tej nielubianej jazdy pociągiem […]. Ale orzeczony zakaz jest tylko i wyłącznie utrudnieniem w pana przyszłym życiu. Nie uniemożliwia panu dalszego rozwoju zawodowego (chodzi o pracę marynarza – PAP), nie utrudnia kontaktów z córką, a tylko i wyłącznie będzie wymagał podjęcia większych starań z pańskiej strony i zrezygnowania z komfortu dojazdu samochodem przez siebie kierowanym
– dodała sędzia Chojnowska.
Kara musi być na tyle dotkliwa, na tyle przez pana odczuwalna, żeby pan prowadził proces myślowy i stwierdził, że dolegliwość i nieuchronność tejże kary musi spowodować to, że pan zmieni swoje postępowanie […] Nie, ten wyrok nie jest dla pana krzywdzący
– uzasadniła wyrok.
Źródło: PAP