17 lat od największej tragedii pod Rysami
17 lat temu pod Rysami zginęło sześcioro licealistów, starszy brat jednego z nich i jeden z opiekunów. Ich nazwiska widnieją na tablicy pamiątkowej, która w pierwszą rocznicę tragedii zawisła na pamiątkowej tablicy w tyskim liceum. W lawinie zginęli:
- Ewa Pacanowska
- Artur Rygulski
- Szymon Lenartowicz
- Andrzej Matyśkiewicz
- Łukasz Matyśkiewicz
- Justyna Narloch
- Tomasz Zbiegień
W wyniku obrażeń, 2,5 miesiąca po tragedii zmarł Przemysław Kwiecień.
28 stycznia 2003 był drugim dniem ferii zimowych i drugim dniem górskiej wycieczki licealistów pod opieką Mirosława Sz., nauczyciela geografii i szefa Uczniowskiego Klubu Sportowego "Pion". 27 stycznia Rysy zdobyła pierwsza grupa wyprawy, a drugiego w Tatry wyszła pozostała część wycieczki. Mimo drugiego stopnia zagrożenia lawinowego, nauczyciel, drugi opiekun, uczniowie i 22-letni brat jednego z nich, wyruszyli około siódmej rano z Morskiego Oka w kierunku szczytu. Cztery godziny później zeszła lawina. Żywioł porwał 9 osób, czwórka pozostałych uczestników wycieczki, w tym nauczyciel, przebywała ponad obrywem masy śnieżnej.
Po tej tragedii szacowano, że masa spadającego śniegu wyniosła około 26 tys. ton, a czoło lawiny było wysokie na kilka metrów. Była to potężna fala, która schodząc spod szczytu zabrała wszystko, co stało na jej drodze. Uderzenie było tak silne, że roztrzaskało grubą pokrywę lodową Czarnego Stawu pod Rysami.
"I nagle huk potężny, nie do opisania. Lawina"
Michał Lubos, będący w grupie, która zdobyła Rysy pierwszego dnia wspominał w jednym z wywiadów tamte chwile:
Kiedy wracaliśmy, tuż przed schroniskiem dwie czy trzy pary raków się zepsuły i śmialiśmy się, że następnego dnia nikt nie pójdzie na szczyt, bo nie będzie sprzętu.
Nie było za pięknie, ale nie martwiliśmy się o kolegów, bo w górach pogoda zmienna jest i niekoniecznie ta sama w różnych miejscach. Kiedy my szliśmy przez Morskie Oko, to była mgła, a trochę dalej - czyste niebo.
Tak to jest. Około dziesiątej wpadliśmy na pomysł, żeby wyjść kolegom naprzeciw. Poprzedniego dnia około południa byliśmy już w drodze powrotnej koło Czarnego Stawu, liczyliśmy więc, że gdy tam dojdziemy, to powinniśmy się spotkać. Około jedenastej byliśmy na miejscu, usiedliśmy i zaczęliśmy się zastanawiać, gdzie oni mogą być. Ktoś zauważył w górze malutkie punkciki. To byli oni. Ktoś wyciągnął lornetkę i zaczęliśmy ich obserwować. Szli w odstępach. Jedna trójka już zniknęła za granią, druga dochodziła, inni byli jeszcze dalej...
I nagle huk potężny, nie do opisania. Lawina. Wszystko leci. Panika.
Nasz opiekun kazał nam natychmiast schodzić w dół (do schroniska nie było daleko, tylko przejść przez Morskie Oko), sam został i wezwał toprowców. Ze schroniska obserwowaliśmy przez lornetkę stok. Zobaczyliśmy, że ktoś schodzi, więc pojawiła się nadzieja, iż może ich to ominęło. A potem warunki bardzo się pogorszyły, zaczął sypać śnieg i pozostało już tylko czekanie. Czekanie jest najgorsze. Lepiej wiedzieć od razu i zacząć żyć z tą wiadomością, próbować się ustawić do nowej sytuacji niż czekać.
"Tego nie zapomni się nigdy..."
Lawina, która 28 stycznia 2003 zeszła z Rysów porwała siedmiu licealistów z "Kruczka" oraz ich dwóch opiekunów. Przeżyła tylko jedna dziewczyna, która została wydobyta z niewielkimi obrażeniami. Jej kolega, Przemek Kwiecień, był w tak ciężkim stanie, że zmarł w szpitalu po dwóch i pół miesiącu. Prócz nich ratownicy wydobyli tego dnia również ciało 22-letniego Łukasza Matyśkiewicza.
Ciała pozostałych ofiar odnaleziono dopiero po ponad trzech miesiącach: 13 maja Szymona Lenartowicza, 5 czerwca Artura Rygulskiego, 7 czerwca Ewę Pacanowską i Andrzeja Matyśkiewicza, 8 czerwca Tomasza Zbiegienia (drugi opiekun), 17 czerwca Justynę Narloch.
Nikt się nie spodziewał, że aż tyle ofiar będzie. Ten dzień był po prostu koszmarny, ten i następny i potem całe 5 miesięcy, bo w sumie akcja trwała przez 5 miesięcy. Tego nie zapomni się nigdy - wspomina Maria Łapińska, szefowa schroniska nad Morskim Okiem.
"Prawdziwe historie: Cisza"
W roku 2010 powstał film fabularny "Cisza" w reż. Sławomira Pstronga w ramach cyklu "Prawdziwe historie", który opowiada o tragedii tyskich licealistów.
Źródło: RMF24/Interia.pl/Dziennik Zachodni